Nie było próby zamachu stanu!

Dodaj komentarz

Były wice-prezydent Riek Machar kategorycznie zaprzeczył, jakoby miał cokolwiek wspólnego z próbą zamachu stanu. http://www.sudantribune.com/spip.php?article49230
Siłom rządowym nie udało się pojmać Machara, natomiast aresztowano przynajmniej dziesięciu ważnych oficjeli, w dużej mierze byłych ministrów, oskarżonych przez prezydenta Salva Kiir’a o próbę zamachu stanu, m.in. Oyay Deng Ajak, Gier Chuang Aluong, Majak D’ Agot, John Luk Jok, Cirino Hiteng, Kosti Manibe, Deng Alor and Madut Biar oraz byłego sekretarza generalnego rządzącej partii SPLM – Pagan Amum Okiech.
Co się zatem wydarzyło w Sudanie Południowym?
Wg mnie najbardziej prawdopodobna jest wersja przedstawiona przez byłego Ministra Wyższej Edukacji Petera Adwoka (https://radiotamazuj.org/en/article/peter-adwok-president%E2%80%99s-order-disarm-nuer-guards-caused-mutiny-and-chaos-south-sudan).
W telegraficznym skrócie wydarzenia rysują się następująco.
1. W niedzielę wieczorem (15/12/2013) podczas spotkania National Liberation Council prezydent Salva Kiir wydał polecenie rozzbrojenia Nuerów ze swojego przybocznego Tiger Batalion.
2. Gdy Nuerowie zorientowali się, że tylko oni są rozzbrajani wywiązała się walka.
3. Zbuntowani ochroniarze prezydenta przejęli kontrolę nad siedzibą dowództwa.
4. Walki w Dżubie trwały do godzin przedpołudniowych w poniedziałek. Były to generalnie wewnętrzne walki pomiędzy ochroniarzami prezydenta, a następnie pomiędzy buntownikami a siłami SPLA, które otoczyły zbuntowanych i stłumiły ich opór przy użyciu ciężkiego sprzętu, w tym czołgów (https://sudaninfo.wordpress.com/2013/12/16/walki-w-dzubie/).
5. W okolicach południa w poniedziałek Salva Kiir wystąpił w mediach oficjalnie oskarżając byłego wice-prezydenta Rieka Machara (oraz kilkanaście innych osób stanowiących opozycję do jego polityki) o próbę zamachu stanu. Doprowadziło to do rozwoju spirali nienawiści na tle etnicznym, jako że prezydent jest z grupy Dinka, zaś były wice-prezydent jest Nuerem. (Należy zaznaczyć, że opozycja wokół Machara skupia bynajmniej nie tylko Nuerów, ale i ważnych polityków z plemienia Dinka, Szylluk i wielu innych!).
6. Strzelaniny, które słychać było w Dżubie później, czyli w poniedziałek i wtorek były: A) walkami między siłami rządowymi a siłami ochrony opozycyjnych polityków podczas prób ich aresztowania i B) najsmutniejsze i najbardziej tragiczne – czystkami etnicznymi na Nuerach wykonywanymi przez wojska wierne rządowi i policję. Dziś Human Rights Watch oficjalnie potwierdziło te doniesienia (http://www.hrw.org/news/2013/12/19/south-sudan-soldiers-target-ethnic-group-juba-fighting). Świadkowie twierdzą, że mordowane były całe rodziny, jedynym powodem była przynależność do grupy etnicznej. UN podaje, że zginęło ponad 500 osób, z czego jedynie około seta to wojskowi. Dane te mogą być jednak bardzo zaniżone, ciała były porzucane w buszu, wrzucane do Nilu i chowane w masowych grobach (https://radiotamazuj.org/en/article/truckloads-bodies-removed-juba-military-hospital). Społeczność Nuerów w US twierdzi, że w Dżubie wymordowano ponad 2 tysiące Nuerów (http://www.southsudannewsagency.com/news/press-releases/the-nuer-community-in-the-united-states). W bazach UNMISS w Sudanie Południowym schroniło się szacunkowo 30 tysięcy uchodźców (16 tysięcy w samej Dżubie).
7. Masakra Nuerów w Dżubie spowodowała reakcję zwrotną – doszło do mobilizacji i powstania Nuerów w stanie Dżonglei. Siły rządowe straciły kontrolę nad stolicą stanu – Bor, zaś na celowniku znaleźli się przedstawiciele grupy etnicznej Dinka. Starcia w bazach wojskowych we Wschodniej Ekwatorii (Liria, Torit), w Akobo w Jonglei i w instalacjach naftowych w stanie Unity również mają podłoże etniczne.
8. Sudan Południowy chyli się ku wojnie domowej. Muszą zostać podjęte natychmiastowe działania mediacyjne, aby zapobiec temu czarnemu scenariuszowi. Wczoraj prezydent Barack Obama wydał oświadczenie wzywające do pokojowego rozwiązania konfliktu (http://www.sudantribune.com/spip.php?article49255).
Prezydent Salva Kiir oświadczył, że jest w stanie porozmawiać z Riekiem Macharem, „ale nie wie jakie będą tego efekty”. Machar z kolei twierdzi, że Salva Kiir po tym czego się dopuścił już nie jest prezydentem Sudanu Południowego. „Chcemy, żeby ustąpił! Chcemy, żeby ustąpił! On nie potrafi jednoczyć ludzi, zabija ich jak muchy”. Machar nawołuje do „pałacowej rewolucji”. Wg niego rządząca partia SPLM powinna usunąć prezydenta ze stanowiska.
Sudańczycy są bardzo dumnymi i honorowymi ludźmi. Wydaje mi się, że nie ma mowy o dialogu dopóki nie zostanie sprostowane oskarżenie o próbę zamachu stanu i uwolnieni aresztowani opozycyjni politycy. Jeżeli nie było próby zamachu stanu, prezydent Salva Kiir powinien przynajmniej przeprosić za fałszywe oskarżenia.
Zabitym i zamordowanym i tak nie zwróci się już życia, można jeszcze jednak zatrzymać wojnę domową w Sudanie Południowym!

Drogi

Dodaj komentarz

05291_20120308_SSD_A4_LogisticsClusterSouthSudan_South_Sudan,_Roads_access_constraints,_2_March_2012Rząd w Dżubie ogłosił priorytety dotyczące infrastruktury drogowej w kraju. W przeciągu 10 lat na projekty ma zostać wydane 10 miliardów dolarów. Obecnie w Sudanie Południowym jest jeden most drogowy na Nilu Białym oraz około 200 km asfaltowej drogi prowadzącej od ugandyjskiej granicy do stolicy. Reszta to drogi gruntowe, z których spora część przejezdna jest jedynie sezonowo. Według rządowych założeń wyasfaltowane mają zostać kolejno następujące drogi:

  1. Juba-Terakeka-Awerial-Ramciel-Yirol-Rumbek-Mayendit-Bentiu-Jau plus Yirol junction-Shambe-Leer
  2. Juba-Bor-Canal Mouth-Malakal-Renk
  3. Nadapal-Kapoeta-Torit-Juba
  4. Juba-Mundri-Maridi-Yambio-Tambura
  5. Paloch-Longochok-Mathiang-Maiwut-Pagak
  6. Rumbek-Wau-Kwajok-Gogrial-Abyei-Wau-Aweil
  7. Juba-Yei-Kaya-
  8. Bor-Pibor-Okello-Pochala plus Ayod-Waat-Akobo
  9. Malakal-Nasir-Jikou
  10. Tambura-Wau-Raja-Boro Medina
  11. Kapoeta-Kessingor-Boma-Raad

Ponadto mają powstać nowe mosty na Nilu Białym w: Dżubie, Bor, Ramciel i Malakal oraz most na rzece Sobat w stanie Upper Nile. Realizacja tych śmiałych zamiarów z pewnością poprawiłaby sytuację bezpieczeństwa w kraju, jak również wymianę handlową między poszczególnymi stanami oraz sąsiednimi krajami. Czas pokaże, jak faktycznie Zobaczymy jak będzie z realizacją planów. (za Sudan Tribune)

Świąteczny Shopping

1 komentarz

Kozi targ w Dżubie

Kuba cały dzień  przygotowywał samochód na nasz świąteczny  wyjazd do Ekwatorii Zachodniej – Yambio. Jesteśmy szczęśliwi, że w końcu wyrwiemy się na chwilę z gorącej Dżuby.  Za to dziś mieliśmy dość napięty program, aby domknąć wszelkie sprawy przed świętami. Ja miałam dziś zdanie specjane – zakup kozy dla naszych pracowników, aby mogli ją sobie skonsumować w święta.

Pojechałam więc pick-upem na shopping do Dżuby, najpierw na kozi targ. Mandari – to plemię, ktore zajmuje się handlem owym towarem. Po długich negocjacjach wybraliśmy odpowiednią kozę, a właściwie koziołka – duże i młode zwierzę biało-czarnej maści. Następnie próbowano nam wcisnąć jeszcze jedną kozę i może jeszcze z pięć owiec, ale w końcu odjechaliśmy. Udaliśmy się wraz z Satino – towarzyszem mojej wypraw na Konyo Konyo market, gdzie zakupiliśmy worek węgla drzewnego.

Pusty cattle camp. Paliki na placu czekają na powracające z wodopoju i wypasu bydło.

Korzystając z okazji, że mam samochód do dyspozycji zdecydowaliśmy się pojechać na drugą stronę Nilu po UWAGA! krowie łajno. Po co? Otóż nadszedł w końcu deszczowy sezon, więc po świetach organizujemy nasz nowy ogródek , gdzie będziemy sadzić warzywa, kwiaty i zioła, ale najpierw trzeba było załatwić nawóz. Pojechaliśmy więc do Gumbo,  wioski gdzie mieszkaliśmy w ubiegłym roku. Po drodze spotkaliśmy Johna Makuola – byłego, znajomego pracownika. On, jak i mój towarzysz pochodzi z plemienia Dinka, więc nie było problemu ze wskazaniem miejsca, gdzie znajduje się „cattle camp” i gdzie z pewnością znajdziemy owe łajno. Wyobrażałam sobie, że gdy tam dotrzemy to wszyscy z wioski zaczną dla nas zbierać porozrzucane łajno, ale nic bardziej mylnego… łajno już wysuszone leżało na wielkiej kupie J. Szybko załadowno je nam do worków, jednak za załadunek  musieliśmy zapłacić ekstra.

Pakowanie krowiego łajna.

Odjechaliśmy „drogą”, którą mieszkańcy kattle kampu nazywali drogą, choć był to zwyczajny ugór… dobrze mieć samochód terenowy. Ku wielkiej radości Santino spotkaliśmy też dzieciaki sprzedające mango. Sezon na mango trwa pełną gębą, tak więc kupiliśmy siatkę owoców – może z 15 sztuk. Po dobrej cenie. Zakupy się udały. Zadowoleni wróciliśmy do Dżuby, podziwiając mieniący się w promieniach słońca Nil. Santino z nostalgią wspominał rzekę, nad którą wychował się w Bahr el Gazar. Tam nauczył się pływać, tam mieszkają jego rodzice i czekają na niego krowy. Posiada ich jakieś 30 sztuk, które kiedyś wymieni na żonę. Jest on najmłodszym z rodzeńtwa i narzeka, że cena żony poszła w górę i będzie musiał uzbierać jeszcze ze 40 krów. Miły był to wyjazd. Wesołych Świąt, dla wyszystkich zakupowiczów również!

Świąteczne zakupy: koza, węgiel drzewny i nawóz.

Shopping – podsumowanie wydatków:

Koza – 370 SSP

Węgiel drzewny (duży worek) – 70 SSP

9 worków krowiego łajna – 70 SSP

Załadunek  – 10 SSP

15 sztuk mango – 5 SSP

1 PLN = ok. 1,2 SSP

Wspomnienia – bezcenne !

Co łączy Sudan Północny i Izrael?

Dodaj komentarz

9 lipiec 2011 roku, Sudan Południowy - mieszkańcy Dżuby świętują oficjalne proklamowanie niepodległości

Czy istnieje cokolwiek współnego dla ultraislamskiego Chartumu i skrajnie antyarabskiego Tel Awiwu?
Otóż wspólnym mianownikiem obydwu twardogłowych reżimów okazała się ostatnio sprawa południowosudańskich obywateli w tychże krajach – w kwietniu staną się oni nielegalni i będą musieli opuścić ziemie swoich dotychczasowych gospodarzy.
W przypadku Sudanu Północnego od kilku miesięcy sprawa jest bardzo poważna, a motywy rządzących klarowne – nienawiść. Do kwietnia Południowcy muszą się wynieść z Północy do siebie. Chartum nie rozważa kwestii podwójnego obywatelstwa, czy ktoś ma pracę, może nawet wyjątkowo całkiem niezłą i od lat, albo czy ktoś się uczy lub studiuje? Nie istotne, chcieliście niepodległości to jazda z naszego kraju! Na dobitkę Bashir skonfiskował barki mające przewieźć ludzi z dobytkiem na Południe, jakoby na rzecz transportu armii (tylko nie za bardzo wiem gdzie te swoje oddziały chce nimi przrzucać, chyba jedynie do inwazji na Południe) i w ogóle zamknął granicę. W Kosti, mieście portowym w Sudanie Północnym skąd odpływało się na Południe, wraz ze swoim dobytkiem koczuje ponoć jakieś 20 tysięcy Południowców! Co mają zrobić? Jak kogoś stać, to może polecieć na Południe (ta granica jest otwarta), a jak nie to zostawić wszystko i pomaszerować przez Etiopię do Sudanu Południowego? Może nie jest to najgłupsze rozwiązanie, bo kto wie jak Chartum potraktuje w kwietniu zdelegalizowanych obywateli ongiś największego państwa Afryki?
Z Izraelem sprawa wydaje mi się niecoi bardziej zagmatwana, bo nie rozumiem motywu nagłej chęci pozbycia się Południowców. Tamtejsza diaspora trafiła do Izraela podczas wojny domowej, pewnie spora jej część to tzw. Lost Boys (Zagubieni Chłopcy), którzy z obozów dla uchodźców wygrali bilet do lepszej przyszłości (głównie do USA, Australii…). Południowosudańska społeczność w Izraelu szacowana jest na jakieś 2-3 tysiące osób. Czy ktoś wie o co właściwie chodzi rządzącym z Tel Awiwu? Czy w końcu czar pryśnie i repatrianci z Izraela przestaną się w Dżubie afiszować flagami z gwiazdą Dawida?

Północ bombarduje Południe

1 komentarz

Po inwazji (3.12.2011 r.) piechoty i artylerii północnych wojsk rządowych SAF na rejon Jaw (Jaau/Jau) w stanie Unity, na mocy porozumienia pokojowego CPA z roku 2005 przynależącego do Sudanu Południowego, Chartum zdecydował sie na kolejny ruch – rozpoczął bombardowania przygranicznego powiatu. Bomby spadły m.in. na obóz uchodźców z Północy (z ogarniętego rebelią Południowego Kordofanu), czemu Chartum oczywiście zaprzecza… i bodajże, aby uwiarygodnić swoją absurdalną hipokryzję twierdzi, iż na Południu nie ma żadnych uchodźców z Północy.

Niestety jak podaje ONZ oraz nieliczne organizacje humanitarne działające na pograniczu są ich dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy. Osobiście spotkałem w Jubie pracownika jednej z takich organizacji przygotowującej transport do obozu, gdzie wg jego słów w tym momencie jest już około 25 tysięcy ludzi… a to tylko jedno z wielu miejsc na długim pogranizu Północy i Południa. Uchodźcy zaczęli napływać na Południe w lipcu i sierpniu 2011 r., po wybuchu zbrojnych rebelii w Północnych prowincjach: Kordofan Południowy i Nil Błękitny. Sytuacja humanitarna jest bardzo trudna – granica z Północą jest zamknięta, co uniemożliwia dostawy jakichkolwiek towarów, zaś Chartum nie zgadza się na otwarcie korytarza pomocy. Z kolei transport towarów pierwszej potrzeby z południa jest wielce utrudniony w związku z brakiem jakiejkolwiek infrastruktury komunikacyjnej – pozostaje więc tylko drogi transport lotniczy albo czasochłonny i ograniczony  do rejonów sąsiadujących z rzeką transport po Nilu Białym. Lokalna prasa donosi od czasu do czasu o trudnej sytuacji na północy Południa, śmierci głodowej, braku leków i pomocy.

Wracając jednak do sytuacji w powiecie Jaw (Jaau/Jau), myli się ten kto myśli, że bombardowania oznaczają kolejną wojnę domową. Otóż w tym przypadku to lądowa agresja na terytorium Południa jest nowym elementem prowadzonej przez Chartum gry, bo bombardowania z powietrza zdarzały się już wielokrotnie od momentu uzyskania niepodległości. To kolejna z licznych prowokacji wobec Południa, począwszy od zajęcia przez SAF w maju br. spornego rejonu Abyei (gdzie wg CPA miało się odbyć referendum w sprawie przynależności), poprzez oskarżenia o wspieranie rebelii w Południowym Kordofanie i Nilu Błękitnym, bombardowania terytorium Południa, blokadę ekonomiczną poprzez zamknięcie granicy oraz nałożenie 10-krotnie wyższych niż światowy standard opłat za transfer południowej ropy północnymi rurociągami, uzbrajanie rebeliantów działających w Sudanie Południowym (na co wskazuje przechwycona broń i amunicja), aż po ostatnią agresję na rejon Jaw. Miejmy nadzieję, że nie mylę się w przeświadczeniu, iż Chartum ma zbyt dużo wewnętrznych problemów, aby stanąć do otwartej konfrontacji z południowym sąsiadem. Pętla coraz mocniej zaciska się na szyi Omara al-Bashira, ale któż wie co przed końcem zrodzi się w głowie szaleńca?

Rebelianci Sudanu Południowego

2 Komentarze

W buszu AK-47 jest jak najbardziej popularne

Jeden z przywódców toczących Sudan Południowy rebelii – Gatluak Gai został zastrzelony 24 lipca br. w Pakur, w okręgu Koch w stanie Unity. Paradoksalnie wydarzenie nie wydaje się oznaczać spokoju w regionie.  Gai, który uważany był za przywódcę różnych grup rebelianckich w rejonie, zastrzelony został przez swego zastępcę Marko Chuol Ruei’a po zakończonych sukcesem rozmowach pokojowych pomiędzy rebeliantami z SSLA (South Sudan Liberation Army) a rzędowym wojskiem SPLA (Sudan People’s Liberation Army). Ruei twierdzi, że przed rozmowami Gai mówił swoim ludziom, by nie honorowali ustaleń rozmów oraz utrzymuje, iż Gai wcześniej dołączyłby do armii Północy niż Południa. Tak czy siak w stanie Unity nadal działają zbrojne ugrupowania rebelianckie i kto wie czy to lepiej, czy gorzej dla Sudanu Południowego, że teraz pozbawione swego lidera…

Incydent przypomniał mi, że swego czasu pisałem o południowosudańskich rebeliach, ale niestety artykuł nigdy nie ujrzał światła dziennego. Jednak nic straconego, opisane poniżej rebelie toczą sie dalej i jedynie w niektórych przypadkach wymagałyby aktualizacji – zatem zachęcam do lektury o najmłodszym kraju świata w przeddzień niepodległości.

Obszary dotknięte zbrojnymi rebeliamii w Sudanie Południowym w roku 2010 (za http://www.smallarmssurveysudan.org/).

Link do mapy w formacie PDF:  HSBA-Armed-Groups-Southern-Armed-Insurrections-map

Juba, 1/05/2011

W Sudanie Południowym jescze nie ma wojny,

czyli miejscowi rebelianci pod lupą

Żołnierz SPLA w okolicach Juba

Na początku roku 2011 w Sudanie Południowym odbyło się referendum w sprawie przyszłości tego regionu. Plebiscyt upłynął pokojowo, a Południowcy nieomal jednogłośnie zadecydowali o niepodległości swojego kraju. Niestety zaledwie parę tygodni po tym historycznym wydarzeniu w kilku miejscach na północy Sudanu Południowego zaczęły się krawawe walki pomiędzy rebeliantami a SPLA (Sudan People’s Liberation Army) – wojskiem podlegającym rządowi w Juba. Od początku roku w walkach zginęło ponad 800 cywili, zaś około 94 tysiące uciekło ze swoich domów przed szerzącą się przemocą (dane z połowy kwietnia).

Referendalne zawieszenie broni jako pierwszy złamał generał George Athor, którego rebelia sięga korzeniami wyborów z początku kwietnia 2010. W ciągu kilku następnych tygodni w różnych stanach Sudanu Południowego kolejni buntownicy ogłosili swą krucjatę przeciwko rządowi z Juba – GoSS (Goverment of South Sudan), zdominowanemu przez partię SPLM (Sudan People’s Liberation Movement). W stanie Jonglei oprócz Athora działa David Yauyau i Gabriel Tang-Ginye, zaś w stanie Unity Gatluak Gai oraz Peter Gadet. Kolejnym miejscem zapalnym jest stan Upper Nile, gdzie raz po raz dochodzi do walk między SPLA a bojówkarzami z Królestwa Szylluków dowodzonymi przez tajemniczego kapitana Olony. Największym problemem Juby nie są jednak rebelianci, lecz sporny region Abyei na granicy Północy i Południa. Abyei jest miejscem najkrwawszych od 2008 roku walk, a politycy z obydwu Sudanów nie mogą dojść do kompromisu w sprawie jego przyszłości. W świetle wydarzeń z północy Południa sporadyczne ataki LRA (Lord’s Resistance Army / Armia Bożego Oporu) na pograniczu z Kongiem D.R. i Republiką Środkowoafrykańską nikną w cieniu.

Przyczyny toczących się obecnie rebelii jak i sylwetki ich przywódców zdecydowanie różnią się między sobą. Doszukamy się tu fatalnej w skutki polityki GoSS, personalnych i plemiennych antagonizmów w obrębie świata polityki, lecz także staniemy nad buntownikami, których motywy działania absolutnie nie są jasne.

Widok Juby ze wzgórza w Rajaf

Ogólnie rzecz ujmując Juba o wszystkie bunty oskarża Chartum, twierdząc iż przekupuje generałów i dostarcza broń dla rebeliantów. Z kolei Chartum rewanżuje się oskarżając Sudan Południowy o szkolenie rebeliantów z Darfuru. Zdjęcia satelitarne pokazują, jak Północ rozmieszcza przy granicy czołgi, helikoptery i samoloty, a Południowcy reorganizują swoje bazy. Sytuacja „na górze” i „na dole” wydaje się być napięta, i nie wykluczone, że za częścią rebelii stoi rząd w Chartumie. Zgoda na pokojową secesję Południa nie pasuje raczej do wizerunku Omara al-Bashira i rządzącej na Północy partii NCP (National Congress Party). Destabilizacja sytuacji byłaby im mocno na rękę, a nuż urodziłoby sie z tego cos więcej… Z braku dowodów pozostawmy jednak dywagacje na boku i przyjrzyjmy się poszczególnym rebeliom toczącym Sudan Południowy.

  • George Athor, z pochodzenia Padeng Dinka,  jest byłym trzygwiazdkowym generałem SPLA i niedoszłym „niezależnym” gubernatorem stanu Jonglei. Po ogłoszeniu wyników wyborów i jego przegranej w kwietniu 2010 roku rozpoczął zbrojną rebelię przeciwko GoSS, jako lider partii SSDM (South Sudan Democratic Movement) i przywódca jej militarnego ramienia SSA (South Sudan Army). Obszarem jego działania była północno-zachodnia część stanu Jonglei, na południowy-zachód od Malakal. Tuż przed referendum zostało podpisane tymczasowe zawieszenie broni między Athorem a SPLA, jednak niespełna miesiąc później zostało ono brutalnie złamane. W lutowych walkach w okręgu Fangak zginęło kilkaset osób, w tym wielu cywili, zaś obie strony oskarżają się o rozpoczęcie walk. W marcu Athor musiał opuścić swoją polową kryjówkę w okręgu Pigi, a jego siły zostały prawdopodobnie zepchnięte pod granicę z Etiopią. Athor utrzymuje jednak, że po jego stronie walczą także inni rebelianci, m.in. przywódca milicji Szylluków kapitan Olony ze stanu Upper Nile oraz pro-chartumski lider bojówek Nuerów, generał Bapiny Monituel ze stanu Unity.
  • Wrak arabskiego czołgu (droga na Bor)

    Gatluak Gai jest Nuerem z okręgu Koch w stanie Unity, gdzie pracował w służbie więziennej. Jego aspiracją było zostać komisarzem okręgu Koch, do czego dążył popierając w ubiegłorocznych wyborach niezależnego kandydata na gubernatora stanu, panią Angelinę Teny, żonę wiceprezydenta Rieka Machara. Po jej przegranej zatakował garnizony SPLA. Graniczny stan Unity ze swoimi polami naftowymi  jest jednym z najbardziej strategicznych rejonów dla GoSS, i zarazem niezwykle trudnym ze względu na wewnętrzne podziały wśród miejscowej ludności, wciąż mocno podkreślone na skutek wieloletniej, częściowo bratobójczej wojny. Działa tu wiele uzbrojonych grup bandyckich, a na dodatek północna część stanu stanowi tradycyjne sezonowe pastwiska dla zarabizowanych Misseriya popierających Północ. Nazwisko Gatluak Gai łączy się z pomniejszymi watażkami jak Kol Chara Nyang czy Matthew Pul Jang  ‘Ko Jang’. Uważa się, że Gai przewodzi różnym uzbrojonym grupom w Unity, jednakże ten nigdy nie wypowiedział się publicznie w tej sprawie, jak i swojej rebelii.

  • Żołnierz SPLA na drodze na Yei

    Peter Gadet Yak to kolejny pro-chartumski lider milicji walczący z SPLA podczas wojny, który następnie na mocy porozumienia pokojowego CPA (Comprehensive Peace Agreement) został majorem-generałem SPLA. Podczas wojny dowodzący SSUM/A (South Sudan Unity Movement/Army) Gadet brał udział m.in. w brutalnym „oczyszczaniu” rozległych terenów pól naftowych w stanie Unity. Po wojnie piastował wysokie stanowiska w stanie Northern Bahr el Ghazal i Upper Nile. Figuruje także jako członek amerykańskiej firmy dzierżawiącej 400 tysięcy hektarów ziemi w celach eksploatacji surowców po proklamowaniu niepodległości Sudanu Południowego. Wrzawa podniosła się 28 marca br., gdy Gadet ogłosił wystąpienie z szeregów SPLA, a następnie potwierdził pogłoskę, jakoby współpracował z Georgem Athorem.  Dwa tygodnie później Gadet ogłosił „Deklaracje z Mayom”. Mowa w niej o dążeniu do zastąpienia zdominowanego przez SPLM rządu nowym, opartym na przedstawicielach wszystkich partii ze wszystkich stanów. Krytykuje niedemokratyczne rządy SPLM, nadęte południowosudańskie siły zbrojne i słabo wyszkoloną policję… Oskarża SPLM/A o korupcję i trybalizm, a niski poziom bezpieczeństwa wiąże z pozbawieniem władzy tradycyjnych przywódców. Zbrojne ugrupowanie Gadet’a, South Sudan Liberation Army (SSLA), operuje w bogatym w złoża ropy i gazu stanie Unity. Pierwsze starcia z SPLA miały miejsce 19 kwietnia br. w rodzinnym okręgu Gadet’a – Mayom. Od tego czasu zginęło kilkadziesiąt osób, zaś 4 tysiące opuściło swoje domy. Ewakuowano także 200 pracowników pracujących na polach naftowych. Gadet zaprzecza, jakoby miał coś wspólnego z milicjami Misseriya, z którymi ścierała się ostatnio SPLA, za to twierdzi, iż Gatluak Gai, który rozpoczął powstanie rok temu po wyborach, walczy obecnie pod jego komendą.

  • Żołnierz SPLA przy wraku arabskiego wozu pancernego (droga na Yei)

    Kapitan Johnson Olony (Olonyi) działa w stanie Upper Nile, w Królestwie Szylluków. Jest odpowiedzialny m.in. za atak na Malakal, stolicę stanu Upper Nile 12 marca br., po którym SPLA aresztowało wielu Szylluków oskarżając ich o wspieranie rebelii. W  regionie tym zrobiło się gorąco po ubiegłorocznych wyborach, kiedy to SPLM/A odmówiło uznania czterech Szylluków, zwycięskich kandydatów do parlamentu startujących z ramienia opozycyjnej partii SPLM-DC ( Sudan People’s Liberation Movement for Democratic Change). Niedoszli posłowie zostali aresztowani i byli przetrzymywani aż do wreśnia, kiedy to South Sudan Legislative Assembly (SSLA) przywróciło im immunitety jako członkom parlamentu. Niefortunne posunięcie SPLM/A wywołało eskalację przemocy na ziemiach Szylluków, a zbrojny opór i bandytyzm trwa tam aż po dziś dzień. SPLM-DC oddzieliło się od SPLM w roku 2009 pod przewodnictwem byłego ministra spraw  zagranicznych – dr Lama Akol‚a. SPLM oskarża Akol’a o tworzenie zbrojnego ramienia SPLM-DC i obarcza go odpowiedzialnością m.in. za atak na Malakal, jednak Akol konsekwentnie zaprzecza jakoby jego partia miała jakiekolwiek związki ze zbrojnymi milicjami. Szylluckie milicje działały w ubiegłym roku pod wodzą kapitana Roberta Gwanga, który prawdopodobnie połączył siły z Georgem Athorem. Tegoroczne akcje zbrojne prowadzone były pod przewodnictwem kapitana Johnsona Olony (Olonyi). Szyllukowie oskarżają władze stanu, zdominowanego przez Dinków i Nuerów, o stronniczość w sporach o ziemie między Szyllukami a Dinkami. Natomiast konflikt na poziomie wyższej polityki, w tym aresztowanie posłów, wynika z osobistych i propagandowych porachunków pomiędzy odwiecznymi rywalami: sekretarzem generalnym SPLM generałem Pagan Amum, a Lamem Akol’em. Obaj panowie są Szyllukami, jednak ponad interesami tej grupy etnicznej, stanu czy wreszcie demokracji w Sudanie Południowym stoi wzajemna niechęć. Akol raz po raz oskarżany jest przez Amuma o organizowanie zbrojnych bojówek i współpracę z Chartumem. Dr Akol podczas ostatniej wojny co prawda zmieniał kilkakrotnie front, piastując nawet stanowisko ministra transportu w rządzie NCP, jednakże obecnie nie ma ewidentnych dowodów na jego kolaborację z Chartumem. Sam Akol zaprzecza jakimkolwiek układom z Północą i wspieraniu milicji, a ostatnio zapowiedział, że pozwie Amuma do sądu za pomówienia.

  • David Yauyau pochodzi z grupy etnicznej Murle, swą rebelię rozpoczął po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych, gdy jako niezależny kandydat przegrał z Judy Jokongole z rządzącej partii SPLM. David w odróżnieniu od innych przywódców rebelii, nie jest wojskowym lecz teologiem. Obszar jego aktywności ogranicza się do jego rodzinnego okręgu Pibor oraz Gumuruk na wschodzie stanu Jonglei, tuż przy granicy z Etiopią. Yauyau walczy przeciw SPLM/A i dyskryminacji Murle na wyższych szczeblach władzy, jednakże nie ma on poparcia wśród starszyzny i elit Murle. Popiera go jedynie część młodych i uważa się, że prawdziwą przyczyną jego powstania są wewnętrzne podziały wśród Murle i lokalna polityka. GoSS wydaje się nie przejmować specjalnie rebelią Yauyau ze względu na małą liczebność jego oddziałów, peryferyjny teren działań i przede wszystkim brak zagrożenia z jego strony dla wielkiej polityki. Od lutego nie notowano ataków tej grupy.
  • Gabriel Tang Gatwich Chan zwany Tang-Ginye, czyli „long pipe” jest Nuerem z okręgu Fangak w stanie Jonglei. Jego pseudonim ściśle wiąże się z najgorszymi wydarzeniami ostatniej wojny domowej w Sudanie (1983-2005), w szczególności z krwawymi falami wewnętrznej przemocy wśród Południowców: pomiędzy Dinkami a Nuerami, czy też pomiędzy różnymi nuerskimi grupami. Po wojnie pozostał wierny Chartumowi, odmówił wstąpienia do SPLA i służył jako generał major w SAF (Sudan Armed Forces, wojsku Północy). Dwukrotnie jego wizyta na Południu (2006 i 2009) doprowadziła do wewnętrznych walk w jednostkach JIU (Joint Integrated Units) powstałych na mocy porozumienia pokojowego CPA i złożonych z sił SAF i SPLA. W lutym 2011 w stanie Upper Nile, w tym w Malakal, ponownie dochodziło do wewnętrznych walk w obrębie SAF JIU. Wcześniej Tang-Ginye widziany był z dużą grupą uzbrojonych mężczyzn przemieszczając się z Północy przez Upper Nile. SPLA twierdziło, że zmierza do Fangak połączyć siły z rebelią Athora, jednak ostatecznie na początku kwietnia wysłał część swoich ludzi do integracji w szeregi SPLA. Incydent podczas tego wydarzenia doprowadził do trzydniowych walk pomiędzy oddziałami Tanga a SPLA, w których śmierć poniosło ponad 60 osób. Pomimo tego Tang-Ginye postanowił kontynuować proces integracji oddając 1300 swoich ludzi do włączenia w szeregi SPLA.
  • Generał major Abdel-Bagi Ayii Akol, były doradca prezydenta Południa Salva Kiir’a, ogłosił swoja rebelię przeciwko GoSS i SPLM 10 marca w Chartumie. W czasie wojny walczył po stronie Północy stacjonując w Południowym Kordofanie i przeprowadzając akcje przeciwko ludności cywilnej w swoim rodzinnym stanie Northern Bahr el Ghazal. Ayii utrzymuje, że przyłączyło się do niego 3000 żołnierzy SPLA, jednakże armia Południa zaprzecza tym doniesieniom, twierdząc że żaden z jej żołnierzy nie zdezerterował do Akola. SPLA sugeruje, że Ayii organizuje bojówkę na bazie  Murrahaleen, uzbrojonych band wywodzących się z Rizeiqat i Misseriya z Południowego Darfuru i Południowego Kordofanu, czyli zarabizowanych, koczowniczych plemion z pogranicza Północy i Południa. Ayii postuluje, że walczy przeciw marginalizacji muzułmanów na Południu, domagając się 30% miejsc w rządzie GoSS dla wyznawców islamu.
  • Osobną i najważniejszą kwestią jest problem spornego regionu Abyei. Jest to temat rzeka, więc postaram się tylko pokrótce przybliżyć jego istotę. Abyei to roponośny kawałek Sudanu wciśnięty pomiędzy południowy Kordofan, południowo-wschodni Darfur, oraz trzy stany Południa: Northern Bahr el Ghazal, Warrap i Unity. Rządy obydwu Sudanów uważają te ziemie za swoje. Na stałe żyją tu Dinka Ngok, jednak tereny te są zwyczajowym miejscem wypasu bydła w porze suchej dla zarabizowanych półkoczowników Misseriya. Abyei było jedynym okręgiem Sudanu Południowego, gdzie nie odbyło się styczniowe referendum, gdyż rządząca na Północy NCP oraz SPLM z Południa nie mogły dojść do kompromisu, kto jest tu uprawniony do głosowania. Mimo to 9 tradycyjnych wodzów klanów Dinka Ngok w regionie po konsultacjach ze swoimi społecznościami zdecydowało o przyłączeniu do Południa. Zarówno NCP jak i SPLM podjęło działania, aby nie dopuścić do tej „samowoli”, a prezydent Sudanu Omar al Bashir zagroził wojną gdyby do tego doszło. Od początku roku Abyei jest świadkiem najkrwawszych od 2008 roku incydentów, w których szacunkowo życie straciło już ponad 300 osób, a tysiące musiało opuścić swoje domy. Milicje Misseriya przy użyciu ciężkich karabinów maszynowych atakowały zarówno posterunki policji jak i ludność cywilną. Świadkowie twierdzą, że w niektórych atakach brały udział pojazdy SAF (armii Sudanu Północnego), a sama taktyka prowadzonych działań przypomina akcje „oczyszczania” terenu z rdzennych Dinka Ngok, jakie to miały miejsce podczas ostatniej wojny domowej w Sudanie (wtedy czystki umożliwiły wybudowanie instalacji naftowych na polu Diffra). NCP oczywiście zaprzecza jakimkolwiek działaniom SAF w okręgu Abyei. Zdjęcia satelitarne ukazują, że zarówno Północ jak i Południe umacniają swoje pozycje wokół Abyei (SAF m.in. czołgi i helikoptery), i uważa się, że tworzą także oddziały w obrębie spornego terytorium. Na 10 tygodni przed proklamacją niepodległości przez Sudan Południowy kwestia Abyei wydaje się być najpoważniejszą przeszkodą dla pokojowej secesji. Nie ustalona jest linia demarkacyjna ani status okręgu, a wypowiedzi obu stron w kwestii przyszłości Abyei stają się coraz bardziej stanowcze i bezkompromisowe.

Powyższy przekrój toczących się aktualnie rebelii w Sudanie Południowym pokazuje, że nie ma dla nich wspólnego mianownika. Choć wiele z nich rozpoczęło się po ubiegłorocznych wyborach, ich liderzy różnią się między sobą pod względem przynależności plemiennej i aspiracji. Mamy więc niedoszłego kandydata na gubernatora stanu z pochodzenia Padeng Dinka, kandydata na posła z Murle oraz pretendenta na komisarza okręgu, który jest Nuerem. Choć GoSS faktycznie zdominowany jest przez Dinków (37,5% ministerialnych stanowisk obsadza właśnie ta grupa etniczna), to należy pamiętać, że stanowią oni większość w Sudanie Południowym. Z kolei druga co do liczebności grupa etniczna – Nuerowie, zajmuje większość stanowisk oficerskich w SPLA, a także kilka stołków ministerialnych oraz fotel wice-prezydenta Sudanu Południowego.

Nie wiem, czy ubiegłoroczne wybory odbyły się w 100% zgodnie z normami demokratycznymi, ale wiem, że dla większości mieszkańców Południa była to pierwsza w życiu możliwość oddania głosu. I wcale nie dziwię się, że SPLM, partia która doprowadziła Sudan Południowy do wolności, wygrała wybory. Wszak podobnie było w Polsce, no może nie tak jednomyślnie, ale jednak w pierszych chwilach po obaleniu PRL głosowaliśmy na „Solidarność” i jej lidera. Dopiero po paru latach scena polityczna się zrównoważyła, stawiając bardziej na programy niż historię i emocje.

Do zrozumienia tego, co dzieje się w Sudanie Południowym nie możemy jednak interpolować tutejszych sytuacji na europejskie realia, nie możemy patrzeć przez pryzmat naszego kraju, chyba jedynie po to, aby podkreślić różnice. Bo Europa i Sudan to dwa całkowicie odmienne światy. Chociażby nasze zwyczajowe „dziękuję” – w języku Nuerów nie ma takiego słowa, ani nawet wyrażenia, które by oddawało jego sens… ale wróćmy do naszych rebeliantów.

A propos post-wyborczych powstań, widzę to mniej więcej tak:

– zawiedzeni demokracją chłopcy chwycili za broń, aby „demokratycznie” upomnieć się o to, co według nich im się należy. Do wybuchu powstań przyczyniły się także antagonizmy i tarcia w obrębie SPLM/A bądź też lokalnych społeczności.

– dla ludzi, którzy spędzili całe dekady w buszu, powrót do walki zbrojnej wydaje się jak najbardziej naturalny.

– w niektórych przypadkach do rebelii popychać może tęsknota do żołnierskiego życia w buszu i w ten sposób pojmowanej „wolności”

Południowosudańska wyższej klasy droga w porze deszczowej

– dziwić może, dlaczego armia nie radzi sobie z rebeliantami, ale zapomnijcie o mocno zagęszczonej Europie – Sudan Południowy to rozległy kraj, dwa razy większy od Polski, gdzie żyje nie więcej niż 10 milionów ludzi. Ogromne połacie kraju są nieomal puste, spora część to jeden z największych na świecie obszarów bagiennych – Sudd, zaś brak dróg i jakiejkolwiek infrastruktury sprawia, że trudno panować nad takim terytorium. Słowem jest to teren idealny do podjazdowej walki partyzanckiej.

–  pomimo akcji rozbrajania cywili, tradycyjnie mężczyzna powinien posiadać broń. Na prowincji wciąż widzi się pasterzy z kałasznikowami bądź też uzbrojonych ludzi maszerujących wzdłuż drogi… nawet jeśli mają jakieś mundury, to kto to wie skąd idą, dokąd i po co? a jeśli nie przemieszczają się wzdłuż drogi, tylko przez busz to już Bóg jeden wie co i gdzie. Szacuje się, że w rękach ludności cywilnej w Sudanie Południowym pozostaje około 720 tysięcy sztuk broni palnej, czyli jakieś 8 sztuk na 100 mieszkańców (dane na rok 2009 wg http://www.smallarmssurveysudan.org).

Bydło na ulicach stolicy

– nilocką tradycją są także zbrojne podjazdy po bydło. Próbuje się walczyć z tym procederem, który raz po raz destabilizuje jakiś region i prowadzi do zamieszek, ale jak powyżej – Sudan Południowy jest zbyt rozległy, pusty i na głębokiej prowincji oddalony od tzw. „cywilizowanego świata” o całe pokolenia. Popatrzmy chociażby na ostatnie wydarzenia z okręgu Pibor we wschodniej części stanu Jonglei, przy granicy z Etiopią. W starciach między Nuer Lou a Murle pod koniec kwietnia zginęło ponad 400 osób, uprowadzonych zaś zostało ponad 100 tysięcy sztuk bydła!

Biorąc pod uwagę powyższe fakty, nie można mówić o wojnie w Sudanie Południowym, bo to nie wojna lecz powojenna codzienność kraju, który dąży do normalizacji… ale do tego jeszcze daleka droga. I choć rebelii i wewnętrznych problemów nie można lekceważyć, to najpoważniejszym wyzwaniem dla GoSS wydaje się być wypracowanie odpowiednich stosunków z północnym sąsiadem, czyli przede wszystkim znalezienie kompromisu w sprawie Abyei. Przyszłość nie jest pewna, ale nie musi być tragiczna. Fatalistyczne artykuły o nadchodzących wewnętrznych walkach między południowosudańskimi grupami etnicznymi, masakrach, czy wreszcie kolejnych dekadach wojny z Północą, które pojawiały się w polskich mediach przed, w trakcie i po referendum to nic więcej, jak ponure prorokowanie przez pryzmat redaktorskiego fotela i komputera. Zresztą nie tylko dziennikarze dodają grozy sytuacji w Sudanie Południowym, także kampanie medialne organizacji pomocowych bazują na emocjach i mocno naciąganych faktach.

Gdy byłem w Polsce i czytałem doniesienia o kradzieży setek czy tysięcy sztuk bydła to wydawało mi się to przerażające i nieprawdopodobne, ale z perspektywy Sudanu to się po prostu tutaj nadal zdarza, i nadal jest to straszne, lecz jest to fakt głęboko zakorzeniony w tradycji. Podobnie jest z rebeliantami, wszak tradycyjny porządek społeczny Nuerów to wg Evansa-Pritcharda „uporządkowana anarchia”. Nasza szlachta też swego czasu lubowała się w podjazdach i różnie pojmowała swobodę. Czasy się zmieniły i zmieniają się nadal. I doprawdy nie wiem co czeka Sudan Południowy, ale daleki jestem od interpretowania doniesień medialnych w czarnych barwach, ba widzę nawet ten świat z nadzieją na zielono.

Jakub Pająk

Juba, Sudan Południowy

Zbiorcze zestawienie zgonów podczas konfliktów w roku 2010 (za http://www.smallarmssurveysudan.org/).

Link do mapy w formacie PDF: HSBA-Map-Cumulative-Figures-2010

Kryzys paliwowy w Juba

Dodaj komentarz

Podobnie jak to miało miejsce przed styczniowym referendum, tak i teraz przed proklamowaniem niepodległości przez Sudan Południowy kraj pogrążył się w kryzysie paliwowym. Choć na Południu znajduje się lwia część złóż ropy naftowej Sudanu, jednak rurociągi prowadzą na Północ, gdzie też zlokalizowane są rafinerie. Tak więc południowosudańska ropa płynie na północ, jednak od ładnych paru tygodni nie wraca na Południe.

Obecna sytuacja jest o wiele bardziej poważna niż w styczniu, kiedy to kryzys odbił sie w zasadzie tylko na 20-30% podwyżce cen paliwa. Teraz paliwa po prostu nie ma, albo inaczej jest tylko dla wybranych. Najpierw zaczęło brakować benzyny, co w pejzażu ulicy wymalowało się wieluset-metrowymi kolejkami do stacji paliwowych mototaksówek boda-boda. Przez pewien czas po mieście krążyły swego rodzaju motocyklowe gangi – grupy boda-bodowców, ale z reguły krążyły od stacji do stacji jedynie za plotkami, że gdzieś tam zaczęli tankować. Warkot roju chińskich motorków pojawiał się i znikał wraz ze spuszczonymi nosami ich właścicieli. Plus taki, że im mniej boda-boda na ulicach tym bezpieczniej w ruchu drogowym…

Po benzynie przyszła kryska na diesla. Niemal całe miasto prcuje na dieslu. Ropę leje się do większości samochodów osobowych, matatu czyli busików odpowiedzialnych za miejski, podmiejski i regionalny transport, ciężarówek i autobusów, maszyn budowlanych i generatorów… Aby zrozumieć powagę sytuacji, musicie zdać sobie sprawę, że brak diesla w Juba oznacza nie tylko zatrzymanie ruchu na ulicach, ale przede wszystkim brak prądu w stolicy zasilanej w przewadze z generatorów oraz brak wody, kiedy to wody nie da się dowieźć beczkowozami (bo nie mają jak jeździć) bądź wypompować spod ziemi z powodu braku prądu. Następuje więc paraliż na wielu płaszczyznach…

Ceny paliwa na czarnym rynku osiągają horrendalne ceny. Litr diesla kosztował 4 funty sudańskie (ok. 1,3$), na czarnym rynku sięga zaś 20 a jak plotki głoszą nawet 40 funtów! Rząd wprowadził jednak ograniczenia na stacje paliw ustalając maksymalną cenę za litr na poziomie 5 funtów. Co z tego, skoro stacje nie mają bądź nie wyprzedają ostatków swoich zapasów? Czarny rynek kwitnie, choć służby bezpieczeństa mają na oku wszystkie stacje.

Sytuacja jest tak poważna, że w ostatnich dniach do tankowania uprawnione są tylko niektóre pojazdzy rządowe i użyteczności publicznej. Godzina siódma rano. Do jednej ze stacji na przedmieściach Juba ustawiła się długa kolejka, w jednym rzędzie benzynowe motocykle, w drugim pojazdy napędzane dieslem. Na dodatek setka ludzi z żółtymi plastykowymi baniakami i butelkami po wodzie także wierzy, że uda im się zdobyć choćby parę litrów. Security w granatowych mundurach moro z metrowymi drewnianymi bąź metalowymi pałkami próbuje panować nad tłumem torując drogę pojazdom uprzywilejowanym. Ustawia się ambulance, śmieciarki, jakieś samochody z rządowymi rejestracjami GoSS. Tankowanie nie rozpocznie się jednak, dopóki nie pojawią się panowie ze służby bezpieczeńtwa, doglądający kto tankuje i czy oby nie za więcej niż ustawowe 5 funtów. W końcu po ósmej pojawiają się wysmukli kolesie w ciemnych okularach, koszulach i spodniach w kantkę oraz najwłaściwszym atrybutem władzy – AK47 vel kałasznikow przeweszonym przez ramię. W pokazie siły organizują kolejkę „karnistrowców”, po czym pozwalają somalijskim właścicielom stacji tankować. Udaje się! Popracujemy przez następny tydzień i nic to, że w domu prądu nie ma już od dwóch tygodni. Priorytety…

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Rządy obydwu Sudanów od dawna nie mogą się porozumieć, jak podzielić ropę i zyski z niej. Złoża leżą na pograniczu, w większości na Południu, jednak rurociągi i rafinerie na Północy. Co począć z takim węzłem gordyjskim, w sytuacji kiedy za niecały miesiąc jedna część Sudanu będzie niepodległa od drugiej? Ponoć strony osiągnęły tymczasowe porozumienie, ponoć barki z paliwem płyną w górę Nilu Białego i zbliżają się do Juba, jednak muszę szybko kończyć wpis, aby zdążyć przed końcem baterii w laptopie. Kto wie gdzie i  kiedy przyjdzie się doładować?

Wyniki tuż tuż

Dodaj komentarz

Oficjalne wyniki referendum ze stanu Jonglei

Oficjalne wyniki referendum ze stanu Jonglei

Oficjalne wyniki referendum w Południowym Sudanie już tuż tuż… 30 stycznia 2011 mają zostać ogłoszone w stolicy autonomii – Juba, a trzy dni później oficjalnie potwierdzone w Chartumie. Oficjanie, oficjalnie… a nieoficjalnie od początku wiadomo, że SECESSION, od dawna, że powalającą większością głosów (blisko 99%!!!), od paru dni potwierdzane oficjalnie.

 

Tymczasem spokój, w Juba nie czuje się żadnego napięcia, co najwyżej oczekiwania na wyniki. I nic to, że w Juba kończy się paliwo, bo ostatnia barka z energetycznym transportem z Północy przybiła do brzegu Białego Nilu jeszcze w grudniu. I nic to, że stolica autonomii, a wkrótce najmłodszego afrykańskiego państwa nie ma prądu, bo miejska elektrownia pracuje właśnie na ropie. Na ropie ze złóż w Południowym Sudanie, lecz przetwarzanych i wysyłanych z powrotem w rafineriach na Północy. I nic to, na stacjach póki co jeszcze zatankować można, a później cóż, powrót do afrykańskich korzeni, boć Afryka od zawsze chodziła i na głowach nosiła. I nic to, bo na płycie dżubańskiego lotniska błyszczy dziesięć nowiutkich helikopterów Mi-17, prosto z Kazania w Rosji dla SPLA – dawnych rebeliantów, dziś armii rodzącego się kraju. Pomimo kryzysu paliwowego na pewno wystartują, oby jednak nie było takiej potrzeby… na Południu wszyscy w to wierzą, bo pokój to dobrobyt i możliwości…

 

Piknik nad Nilem

2 Komentarze

O jedno na południu Sudanu martwić się nie trzeba – o pogodę! Masz jak w banku, że zawsze będzie gorąco i słonecznie. Cóż zatem począć z leniwą niedzielą? Może by tak zrelaksować się nad rzeką wędkując?

Tak też wybraliśmy się poza Juba poleżeć w cieniu mangowców w powiecie Północne Bari. Rozpaliliśmy grilla, zarzuciliśmy wędki, ale jako że nikt z nas zapalonym wędkarzem nie jest (osobiście miałem wędkę w rękach po raz drugi w życiu), więc sportowe łowienie szybko nas znudziło i żyłki samotnie moczyły się w rzece… bez skutku. Dużo bardziej rozrywkowe okazało się spływanie z krokodylami w wartkich wodach Białego Nilu – przeżycia bezcenne.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

 

Kazimierz Nowak w Rejaf

Dodaj komentarz

Tabliczka pamiątkowa Kazimierza Nowaka w Rejaf, Sudan Pd.

Dnia 4 listopada 2010 roku, dokładnie w I rocznicę wyruszenia sztafety AfrykaNowaka.pl, odsłoniliśmy w Południowym Sudanie kolejną tabliczkę pamiątkową poświęconą podróży Kazimierza Nowaka przez Afrykę w latach 1931-1936. Zawisła na drzwiach misji katolickiej w Rejaf (Rajaf), gdzie na przełomie roku 1932 i 1933 Nowak gościł dwukrotnie: raz w drodze z Juby do Torit a następnie przed wyruszeniem w stronę Konga. Spędził tu łącznie ładnych kilka dni włócząc się po okolicy, wieczorami przy kaganku pisując listy do żony i artykuły do prasy, zaś po nocach w zaciszu izby wywołując klisze i wykonując odbitki zdjęć. Właśnie fotografiami Nowak często odwdzięczał się swoim gospodarzom i dobroczyńcom, i w ten sposób zarabiał na dalszą podróż oraz utrzymanie rodziny w kraju. Z kolei AfrykaNowaka.pl serdecznie dziękuje fundatorom tabliczki: Andrzejowi Urbanikowi i Travelbit.pl – Centrali polskich globtroterów oraz gorąco pozdrawia wszystkich uczestników 26. OSOTT, czyli Ogólnopolskiego Spotkania Obieżyświatów, Trampów i Turystów!

Zdjęcie z leopardem, które znajdziecie na 103 stronie książki „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd” zostało zrobione właśnie w okolicy Rejaf. Chociaż podczas swej podróży przez dziką Afrykę Nowak nie raz marzył o broni palnej, co pozwoliłoby mu m.in. urozmaicić ubogą dietę, jednakże nigdy nie było go na nią stać. Przez kontynent przedzierał się więc z tubylczą bronią – dzidami i nożem. Strzelby widoczne na niektórych zdjęciach to broń pożyczana przez Nowaka po drodze. W Sudanie myśliwskie przygody Kazika umożliwili misjonarze, pożyczając mu strzelbę m.in. w Lul (w kraju Szylluków) oraz właśnie w Rejaf.

Upolowanie zwinnego geparda to nie lada sztuka. Właściwie to Nowak miał być ofiarą kota, jednak nasz bohater był szybszy. Celnym strzałem zwalił czyhającego na drzewie, gotowego do ataku zwierzaka. Piękne trofeum w postaci skóry z jednym tylko otworem od kuli pomiędzy oczyma wzbudziło jednak złość i zazdrość wśród misjonarzy. Szczególnie właściciel karabinku, ojciec przełożony z Rejafu nie mógł znieść, że to nie on ustrzelił zwierzaka. Spędził w Sudanie kopę lat, regularnie wybierał się na polowania i nic. Problem jednak w tym, że ówcześni Biali w Afryce wyruszali na łowy w towarzystwie tłumu tubylców, tym samym płosząc większość zwierzyny, a jeśli nawet już coś dopadli, to skóra z takiej konfrontacji, podźgana dzidami i podziurawiona kulami, była raczej kiepskim trofeum. Nowak włóczył się po okolicy samotnie, był zafascynowany dziką przyrodą i to stanowiło klucz do jego sukcesu myśliwskiego. Właściwie to wybrał się upolować coś na kolację dla misjonarzy, lecz zakradając się ku antylopom napotkał na swej drodze drapieżnika… i wieczerza zakończyła się sprzeczką o piękną lamparcią skórę.

Misja w Rejaf

Dzisiejszy Rejaf Wschodni to niewielka osada położona kilkanaście kilometrów od Juba – stolicy Południowego Sudanu, na wschodnim brzegu Białego Nilu. Działalność misjonarska zaznaczyła się tu m.in. nieco abstrakcyjną architektura krajobrazu wioski. Jej centrum stanowi monumentalny, ceglany kościół oraz parterowe zabudowania misji i szkoły również wzniesione z czerwonej, palonej cegły. Dookoła tychże zabudowań przysiadły tukule, tradycyjne okrągłe afrykańskie chaty o glinianych ścianach i słomianych dachach. Wgląda to nieco jak kępy opieńków wokół ściętego pnia.

Odsłonięcie tabliczki z ojcem Hilarym

Życie wioski toczy się w cieniu mangowców. My także zasiadamy porozmawiać o Kaziku pod rozłożystym mangowcem, tuż obok misji, w której 78 lat temu Nowak spędził wigilię Bożego Narodzenia. Ojciec Hilary jest zafascynowany historią, jednak materialnych śladów podróży Nowaka na próżno szukać w Sudanie. W 1964 roku islamski rząd Sudanu w ciągu kilku dni wyrzucił z kraju wszystkich obcokrajowych misjonarzy. Przez wiele lat szereg misji stało opuszczonych bądź zamienionych na magazyny. Część dokumentacji przepadła bezpowrotnie, a to co udało się wywieść może znajdować się w centralnych ośrodkach zakonów misyjnych. W Sudanie Nowak zatrzymywał się głównie u misjonarzy kombonian, których główna siedziba znajduje się w Weronie. Stąd gorący apel do wszystkich nowakomaniaków rezydujących we Włoszech, o próbę odnalezienia w komboniańskich archiwach tyczących Sudanu śladów podróży Kazimierza Nowaka, który w roku 1932 odwiedził takie misje jak Lul, Juba, Rejaf, Torit… W pamiętniku Nowaka z Rejafu, z dnia 15 grudnia 1932 widnieje wpis ojca Stefano Patroni… Do dzieła!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Older Entries