Fotoreportaż – Dinka – Traveler 04/2014

Dodaj komentarz

„Pasterze z początku czasu” – fotoreportaż o życiu Dinków opublikowany w kwietniowym Travelerze http://www.national-geographic.pl/biezace-wydania/1/2014/169/

„Magia nuda”

1 komentarz

Tytuł filmu „Magia nuda” można by chyba przełożyć jako „Magia obnażona”. Włoski dokument Alfredo i Angelo Castilglioni z 1975 roku to, jakby na to nie patrzeć, film ostry i szokujący, dla dorosłych o mocnych nerwach i sporym dystansie! Klasyfikowany bywał także jako film mondo (śmierci), czyli obraz ukazujący prawdziwą śmierć. Zdecydowanie nie polecam przy jedzeniu…
Początkowe kilkadziesiąt minut filmu dotyczy Sudanu Południowego i trzeba przyznać, że jest to dokument unikatowy. Przypomnijmy, że lata 70. XX wieku to okres spokoju w Sudanie Południowym, czas pokoju pomiędzy dwoma dwudziestokilkuletnimi wojnami domowymi. Wtedy też pojedynczym dokumentalistom udało się nakręcić nieco materiału o życiu tutejszych plemion (wcześniej i później to jakby białe plamy).
Film rozpoczynają ujęcia Nilu Białego płynącego przez Sudan Południowy. Barka pasażerska widoczna w tych scenach zasadniczo nie zmieniła się do naszych czasów. Na własne oczy widziałem takie płynąc po Nilu Białym z Kosti do Dżuby w 2010 roku. Po, nazwijmy to sielankowym wstępie dokument przenosi nas do „cattle camp’ów” ludu Mandari (Mondari, Mundari) oraz Dinka… no i, patrząc na pojawiające sie obrazy przez pryzmat naszej kultury i wrażliwości zaczyna się hardkor, prawdziwy, realistyczny, niewyreżyserowany i niezmyślony hardkor. Samo życie…
Oba przedstawione w filmie ludy to ludy pasterskie, dla których bydło to najwyższa wartość, coś jakby członek rodziny. Tu krów się nawet  nie zabija na mięso! Po tytule filmu można by się spodziewać nagości, no i racja, ale to nie nagość szokuje. Do dziś na prowincji Sudanu Południowego nadzy ludzie nie są niczym szczególnym, ot tak tu nadal jest. Temperatura nie spada poniżej 20 stopni Celsjusza, więc nie ma problemu. Kogoś mogą szokować sceny polowania na bawoła, żyrafę, czy słonia. Może i są drastyczne, ale jak dla mnie to tradycyjne polowanie z dzidami, polowanie aby zaspokoić potrzeby całej grupy. To nie bezpieczne pif-paf ze sztucera dla szpanu i trofeum, lecz naprawdę niebezpieczne i wymagające grupowego współdziałania polowanie, tak jak sto, dwieście czy tysiąc lat temu! Czytałem o tego typu polowaniach, ale nigdy czegoś takiego nie widziałem na filmie. Prawdziwy szacun dla myśliwych i operatorów też! A, no i trzeba dodać, że w latach 70. XX wieku było tu mnóstwo zwierzyny, dopiero druga wojna domowa w epoce kałasznikowa przetrzebiła południowosudańską sawannę.
Jednak dla mnie osobiście najbardziej szokujące są sceny z „cattle campów. „Cattle camp” to takie tymczasowe obozowisko pasterzy i ich bydła, podczas wędrówek po sawannie. Co roku południowosudańscy pasterze jak Dinka czy Nuer przemieszczają się ze swymi stadami po sawannie w poszukiwaniu pastwisk i wody (ze wzgl. na sezonowość tutejszego klimatu, porę suchą i deszczową). Dzieje się tak nadal, powszechnie. Czytałem w książkach o niektórych praktykach w „cattle campach”, o tradycjach tutejszych ludów pasterskich. Widziałem „cattle campy”, ludzi umorusanych popiołem z krowiego łajna, który chroni ich przed komarami i innymi insektami, co dzień na ulicach stolicy widuję Mandari z okolic Dżuby z włosami utlenionymi na rudawo krowim moczem, ale nigdy nie miałem okazji przyjrzeć się aż tak blisko i od środka życiu w „cattle campie”. I właśnie to jest chyba najbardziej szokujące w tym filmie. Oczyszczająca kąpiel w strumieniu krowiego moczu, bezpośrednio pod krowim ogonem, transowe spazmy czy dmuchanie w krowią waginę w celu przyspieszenia porodu to bodajże najbardziej drastyczne ze scen. Śmiem twierdzić, że życie w „cattle campach” niewiele zmieniło się od lat 70. XX wieku, przybyło może trochę więcej ciuchów i plastiku, ale życie toczy się nadal tradycyjnym torem.
Po Sudanie Południowym film przenosi nas do plemion Ameryki Południowej. Niestety nie udało mi się znaleźć anglojęzycznej wersji tego filmu (jakby ktoś się natkną, to proszę podesłać).
Tu znajdziecie opis filmu na IMDb:  http://www.imdb.com/title/tt0183466/

Tu możecie obejrzeć film z rosyjskim dubbingiem:

A tu oryginalna wersja po włosku: 

Zapraszam, choć ostrzegam, że film jest ostry i był kilkukrotnie cenzurowany i zakazywany!

Marzec / kwiecień w Sudanie

Dodaj komentarz

Mały skrót wiadomości z Sudanu z przełomu marca i kwietnia:

– od połowy kwietnia trwa akcja rozzbrojenia ludności cywilnej w stanie Jonglei. Do tej pory zebrano 9326 sztuk karabinów (Ak-47, ciężkich karabinów maszynowych i innych). W Jonglei od lat dochodzi do najbardziej krwawych podjazdów po bydło pomiędzy ludnością Murla a Nuer Luo oraz Murle i Dinka Bor. Porywane są tysiące sztuk bydła, uprowadzane są kobiety i dzieci.

– University of Juba pozostaje tymczasowo zamknięty, po zamieszkach na tle etnicznym do jakich doszło pomiędzy studentami.

– od przeszło dwóch tygodni zaostrza się konflikt na pograniczu Sudanu i Sudanu Południowego. Północ bombarduje ponoć przygraniczne tereny stanu Unity (SPLA zestrzelio ponoć MIGa-29), jak również przeprowadziła ataki lądowe. W odpowiedzi SPLA (wojsko Południa) odparło SAF (wojska Północy), aż na terytorium Północy. Wg ostatnich informacji SPLA kontroluje największe z poł naftowych Północy – Heglig.

–  w Kordofanie Południowym (prowincja Północy na pograniczu z Południem i stanem Unity) nadal trwa rebelia przeciwko rządowi z Chartumu oraz „wybranemu demokratycznie” gubernatorem Ahmed Haroun, poszukiwanym podobnie jak prezydent kraju Omar al-Bashir przez Międzynarodowy Trybunał Karny (ICC) za zbrodnie przeciwko ludzkości (tu info nt. początków konfliktu i życiu w Górach Nuba https://sudaninfo.wordpress.com/2011/12/14/miedzy-sudanem-a-sudanem-w-df-gw/).  Ciekawy materiał filmowy nt. obecnej sytuacji w Kordofanie Południowym pokazuje Aljazeera http://www.aljazeera.com/programmes/general/2012/04/2012488184830120.html .

– na koniec coś pozytywniejszego: Sudan Południowy znalazł swojego bohatera a’la kapitan Tadeusz Wrona w postaci kapitana Nicola Ibra. Samolot pasażerski linii Feeder wylądował szczęśliwie, bez podwozia na gruntowym pasie lotniska w Wau. Nikomu nic się nie stało.

Samolot linii Feeder po awaryjnym lądowaniu w Wau

Poza tym w stolicy Południa Dżubie spokojnie, nie słychać reperkusji tego, co dzieje się na odległym pograniczu, można nawet rzec, że jest po staremu: prądu jak nie było tak nie ma, a i śmieci nadal nie są zbierane z ulic… O dziwo jest paliwo, za to od 2 tygodni nie uświadczysz cementu. Cena skoczyła z 63 do 110 SSP za worek, a to i tak raczej teoretycznie, bo nie ma skąd go wziąć.

Świąteczny Shopping

1 komentarz

Kozi targ w Dżubie

Kuba cały dzień  przygotowywał samochód na nasz świąteczny  wyjazd do Ekwatorii Zachodniej – Yambio. Jesteśmy szczęśliwi, że w końcu wyrwiemy się na chwilę z gorącej Dżuby.  Za to dziś mieliśmy dość napięty program, aby domknąć wszelkie sprawy przed świętami. Ja miałam dziś zdanie specjane – zakup kozy dla naszych pracowników, aby mogli ją sobie skonsumować w święta.

Pojechałam więc pick-upem na shopping do Dżuby, najpierw na kozi targ. Mandari – to plemię, ktore zajmuje się handlem owym towarem. Po długich negocjacjach wybraliśmy odpowiednią kozę, a właściwie koziołka – duże i młode zwierzę biało-czarnej maści. Następnie próbowano nam wcisnąć jeszcze jedną kozę i może jeszcze z pięć owiec, ale w końcu odjechaliśmy. Udaliśmy się wraz z Satino – towarzyszem mojej wypraw na Konyo Konyo market, gdzie zakupiliśmy worek węgla drzewnego.

Pusty cattle camp. Paliki na placu czekają na powracające z wodopoju i wypasu bydło.

Korzystając z okazji, że mam samochód do dyspozycji zdecydowaliśmy się pojechać na drugą stronę Nilu po UWAGA! krowie łajno. Po co? Otóż nadszedł w końcu deszczowy sezon, więc po świetach organizujemy nasz nowy ogródek , gdzie będziemy sadzić warzywa, kwiaty i zioła, ale najpierw trzeba było załatwić nawóz. Pojechaliśmy więc do Gumbo,  wioski gdzie mieszkaliśmy w ubiegłym roku. Po drodze spotkaliśmy Johna Makuola – byłego, znajomego pracownika. On, jak i mój towarzysz pochodzi z plemienia Dinka, więc nie było problemu ze wskazaniem miejsca, gdzie znajduje się „cattle camp” i gdzie z pewnością znajdziemy owe łajno. Wyobrażałam sobie, że gdy tam dotrzemy to wszyscy z wioski zaczną dla nas zbierać porozrzucane łajno, ale nic bardziej mylnego… łajno już wysuszone leżało na wielkiej kupie J. Szybko załadowno je nam do worków, jednak za załadunek  musieliśmy zapłacić ekstra.

Pakowanie krowiego łajna.

Odjechaliśmy „drogą”, którą mieszkańcy kattle kampu nazywali drogą, choć był to zwyczajny ugór… dobrze mieć samochód terenowy. Ku wielkiej radości Santino spotkaliśmy też dzieciaki sprzedające mango. Sezon na mango trwa pełną gębą, tak więc kupiliśmy siatkę owoców – może z 15 sztuk. Po dobrej cenie. Zakupy się udały. Zadowoleni wróciliśmy do Dżuby, podziwiając mieniący się w promieniach słońca Nil. Santino z nostalgią wspominał rzekę, nad którą wychował się w Bahr el Gazar. Tam nauczył się pływać, tam mieszkają jego rodzice i czekają na niego krowy. Posiada ich jakieś 30 sztuk, które kiedyś wymieni na żonę. Jest on najmłodszym z rodzeńtwa i narzeka, że cena żony poszła w górę i będzie musiał uzbierać jeszcze ze 40 krów. Miły był to wyjazd. Wesołych Świąt, dla wyszystkich zakupowiczów również!

Świąteczne zakupy: koza, węgiel drzewny i nawóz.

Shopping – podsumowanie wydatków:

Koza – 370 SSP

Węgiel drzewny (duży worek) – 70 SSP

9 worków krowiego łajna – 70 SSP

Załadunek  – 10 SSP

15 sztuk mango – 5 SSP

1 PLN = ok. 1,2 SSP

Wspomnienia – bezcenne !

Koniec głodu w Somalii – kolej na Sudan Południowy?

2 Komentarze

Na stronie internetowej Gazety Wyborczej w dniu 23/02/2012 pojawił się artykuł Wojciecha Jagielskiego pt. „Koniec klęski głodu w Somalii. Teraz głoduje Sudan„. Chciałbym odnieść się do części tekstu tyczącej Sudanu Południowego: Klęska głodu grozi najmłodszemu państwu świata, powstałemu w lipcu 2011 r. Sudanowi Południowemu. Walki zwaśnionych ludów o pastwiska i wodopoje, a także polityczne spory o władzę przekształcają się coraz bardziej w wojnę domową, podsycaną przez wrogi Południu Chartum, stolicę Sudanu. Według szacunków ONZ pomocy żywnościowej w Sudanie Południowym potrzebuje już prawie 5 mln ludzi, czyli połowa ludności kraju, a liczba ta stale rośnie.

Fakt faktem ONZ szacuje, że blisko 5 milionów ludzi zagrożonych jest w tym roku głodem, i liczba ta stanowi ponad połowę ludności Sudanu Południowego. W południowosudańskich mediach słyszy się, że liczba ludzi zagrożonych głodem wyniesie od 1/3 do 1/2 społeczeństwa ( w zależności od źródła informacji i nie wiem na czym bazują te szacunki). Jedynym stanem Sudanu Południowego, który produkuje nadwyżkę żywności jest Ekwatoria Zachodnia (Western Equatoria), problem jednak w tm, że nie ma dróg, aby tę nadwyżkę rozdysponować do potrzebujących w innych stanach. Nie wiem jak bardzo przesadzone są szacunki ONZ i NGO’sów (wszak im bardziej dramatyczna liczba, tym większe pieniądze można wyciągnąć od donorów), ale faktem jest, że w Sudanie Południowym jest mnóstwo potrzebujących, a ludzie umierają z głodu. Należałoby w tym miejscu powiedzieć co nieco o przyczynach takiej sytuacji, tym bardziej, że jest ona zupełnie odmienna od tej w Rogu Afryki. W Sudanie Południowym nie chodzi o suszę, ale raczej o sytuację polityczną i wewętrzne konflikty zbrojne. Co prawda pora sucha trwa, ale za parę miesięcy spadną deszcze i ziemia zacznie rodzić, tak jak co roku. Problem w tym, że bardzo kruche mikro-rolnictwo, które odrodziło się po wojnie, nie jest w stanie udźwignąć ciężaru nieszczęść spadających na poszczególne rejony. Graniczące z Północą tereny od maja/września (w zależności od rejonu) przyjmują uchodźców z Sudanu Północnego. W związku z toczącymi się rebeliami w prowincji Południowy Kordofan i Nil Błękitny, nierozwiązanym problemem regionu Abyei oraz kilku pomniejszych granicznych obszarów, na Południu znajduje się jakieś stokilkadziesiąt tysięcy??? (kto wie ile na prawdę?) uchodźców z Północy. Dramatyczną sytuację komplikuje fakt, że granica Północ-Południe od miesięcy pozostaje zamknięta, co sprawia, że cała północ Południa odcięta jest niemal całkowicie od dostaw żywności. Przed secesją zdecydowana większość towarów trafiała tu właśnie z Północy, natomiast obecnie transport żywności z Kenii czy Ugandy ponad tysiąc kilometrów bezdrożami Sudanu Południowego jest raczej mocno ograniczony. Najlepsza sytuacja pod tym względem jest na wschód od Nilu, gdzie w porze suchej można dostarczyć produkty z Etiopii. Zatem niemal całe pogranicze jest w kropce, zarówno lokalni mieszkańcy jak i uchodźcy, granica z Północą zamknięta, a inne korytarze transportu jeszcze nie zdążyły się rozwinąć. 

Z kolei w stanach takich jak Jonglei, Unity, Warrap (na mniejszą skalę także Lakes i Bahr el-Ghazale), w których doszło do zaognienia się konfliktów etnicznych mamy do czynienia z problemem uchodźctwa wewnętrznego IDP (Internally Displaced Person). W obawie przed uzbrojonymi bojówkami ludzie porzucali swoje wioski i uciekali w busz. Ich chaty oraz uprawy zostały zniszczone, co przy braku gotówki oznacza głód, o ile nie dostaną oni wsparcia od rządu czy też organizacji międzynarodowych. Ilu ich jest? Sto-dwieście tysięcy, kto to wie? W odniesieniu do artykułu Jagielskiego istotne jest, że NIE są to ofiary „walk zwaśnionych ludów o pastwiska i wodopoje”. To zbyt duże uproszczenie, które dawniej faktycznie miało miejsce ale na pograniczu Północ-Południe, gdzie arabscy koczownicy w porze suchej zwykli korzystać z pastwisk i wodopojów murzyńskich ludów Południa. W tym roku nie słychać o problemach na tym tle, bo niemal całe pogranicze jest w ogniu walk. Pomimo to niektóre społeczności Południa zezwoliły na tradycyjny wypas na ich terenie, pod warunkiem ograniczenia liczby broni wśród nomadów z Północy. Natomiast w przypadku konfliktów, o których mowa w artykule i które mają miejsce w tym roku, NIE chodzi o pastwiska czy wodopoje. Wszystko to są akcje prowadzone przez uzbrojone młodzieżówki jednej grupy etnicznej w ramach zemsty za krzywdy wyrządzone wcześniej przez inną z grup. Ponieważ te waśnie niejednokrotnie zaczęły się kilkadziesiąt lat temu, powstała z tego samonakręcająca się spirala nienawiści. Kto dziś pamięta jak się to zaczęło? Czy naprawdę tak jak w przypadku konfliktu Lou Nuer i Murle, od dwóch byków zakleszczonych rogami w latach pięćdziesiątych, z których jeden jakoby musiał zginąć? Może, problem w tym, że zemsty nie mają końca, a w związku z ogromną ilością broni na południowosudańskiej prowincji akcje odwetowe koszą coraz większe żniwo. W Jonglei zginęło od początku pory suchej ponad 1200 osób, uprowadzono stokilkadziesiąt tysięcy sztuk bydła, oraz setki kobiet i dzieci. Rozchodzi się właśnie o głęboko zakorzenioną w tradycji wendettę, potrzebę zdobywania bydła na wiano (młodzi nie mają pracy, ale mają broń, stąd najprostsza droga do małżeństwa przez podjazdy po bydło), a przy okazji porywanie kobiet i dzieci. Rząd uchwalił ostatnio tymczasową konstytucję dla stanu Jonglei, organizowane sa pojednawcze spotkania, wkrótce ma zacząć się kolejna akcja rozzbrojeniowa Jonglei itd., ale droga do ostatecznego rozwiązania powyższego problemu wydaje się jeszcze daleka. Tymczasem w związku z sytauacją zagrożonych głodem są setki tysięcy osób. Dodam jeszcze tylko tyle, że problem nie jest nowy i jeśli przegrzebiecie archiwa BBC czy innego serwisu to odkryjecie, że podobne historie działy się rok w rok w Sudanie Południowym w porze suchej.

Na koniec a propos ” polityczne spory o władzę przekształcają się coraz bardziej w wojnę domową, podsycaną przez wrogi Południu Chartum, stolicę Sudanu”. Nowa demokracja z całą pewnością nie jest super-demokratyczna i polityczne spory przybierają tu rozmaite ekstremalne formy, m.in. bunt obrażonych poszkodowanych w postaci rebelii przeciwko władzy w Dżubie. W ubiegłym roku udało się jednak rozbić i rozzbroić kilka najważniejszych ugrupowań rebelianckich (m.in. wyeliminowanie Gerorga Athora). Przejęta broń faktycznie została wyprodukowana na Północy, bądź też, jak np. nowe chińskie repliki AK-47 trafiła w ręce rebeliantów przez Chartum. Nie wydaje mi się jednak, aby sytuacja w tej materii prowadziła do wojny domowej, skoro udało się wyeliminować z gry najważniejszych rebeliantów. Obecnie sytuacja jest o wiele poważniejsza na pograniczu Północy i Południa, czy też na Północy: w Kordofanie Południowym i Nilu Błękitnym, aniżeli na Południu. Niemniej jednak tu też są rejony gdzie działali bądź nadal działają rebelianci, co również wpływa na sytuację żywnościową ludności.

Swoją drogą ciekawe, ile z tych wspomnianych 5 milionów zagrożonych głodem ludzi, jest zakwalifikowanych do tej kategorii dlatego, że nie mają środków, aby zakupić żywność? Sudan Południowy jest prawdopodobnie jednym z najżyźniejszych krajów Afryki i w normalnej sytuacji ludzie nigdy nie powinni cierpieć tu głodu. Zawsze byli samowystarczalni. Gdyby tylko normalność znowu zagościła tu na dłużej…

Początek lutego w Sudanie Południowym

2 Komentarze

Oto garść informacji o wydarzeniach związanych z Sudanem Południowym z początku lutego:
– Sudany podpisały w Addis Abebie Pakt o nieagresji. Chciałbym wierzyć, że ma to faktycznie jakieś znaczenie dla pokoju. Oba kraje oskarżają się nawzajem o wspieranie rebeliantów, Bashir co chwila grozi wojną, a ostatnio Południe całkowicie wstrzymało wydobycie ropy. Niestety historia pokazuje, że obiecywanie i podpisywanie przychodzi politykom z Chartumu bez większych trudności, jednak na ich słowie bynajmniej nie można polegać jak na Zawiszy.

– W stanie Jonglei od początku pory suchej, czyli od końcówki ubiegłego roku, trwają krwawe walki etniczne pomiędzy Lou Nuer a Murle oraz Murle a Dinka Bor. Pierwsi najeżdżają drugich, zaś drudzy trzecich i tak ostatnia fala przemocy trwa już od kilku miesięcy. W jej rezultacie zginęło już kilka tysięcy osób, porwano setki/tysiące dzieci (ot, taka tradycja), uprowadzono dziesiątki tysięcy sztuk bydła, zaś jakieś 150 tysięcy osób uciekło ze swoich domostw przed przemocą. ONZ wzywa do przeprowadzenia międzynarodowego, niezależnego śledztwa w tej sprawie i grozi postawieniem winnych przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym, jednak kolejne odwetowe ataki dzieją się dzień po dniu. A wszystko zaczęło się ponoć przeszło 50 lat temu od byka należącego do Lou Nuer i byka Murle, które zakleszczyły się rogami przy wodopoju, w efekcie czego jeden z nich został zabity…

– Podobnie, choć mniej krwawo, w stanie Warrap uprowadzono podczas obecnej pory suchej blisko sto tysięcy sztuk bydła. Na zorganizowanym przez ONZ spotkaniu mającym pojednać wiele zwaśnionych stron nie osiągnięto jednak pokoju. Choć wg świadków rozmowy przebiegały w dobrym kierunku, to w pewnym momencie ochrona/milicja/policja/wojsko jednej ze stron zaczęło strzelać. Jak można się domyślić w świecie, gdzie każdy ma broń wywiązała się strzelanina bez ładu i składu, w wyniku której zginęło ponad 70 osób, a spotkanie zakończyło się fiaskiem. Ciekawe ile jeszcze pór suchych musi upłynąć, by w Sudanie Południowym zakończyła się owa „sarmacka tradycja” podjazdów? Problem jest mocno skomplikowany, choćby ze względu, że akcje rozbrajania cywilów nie przynoszą większych efektów. Nie ma się zresztą czemu dziwić, skoro wojsko czy policja nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa obywatelom najmłodszego kraju świata (całkowity brak infrastruktury, np. dróg, sprawnej administracji itp.; tu na prawdę wszystko powstaje totalnie od zera!), a poza tym zawsze zachodzi podejrzenie, że rozbrojenie może być przeprowadzone jednostronnie, co doprowadziło by którąś ze stron do bezbronności i jeszcze większej rzezi.

– Jak widać sytuacja nie jest lekka, tym bardziej w świetle alarmów ONZ, iż podczas tegorocznej pory suchej żywności zabraknie połowie ludności Sudanu Południowego. Przyczyną takiego stanu jest m.in zamknięcie granicy między Sudanem Północnym a Południowym (a co za tym idzie wysokie ceny żywności, w sytuacji gdy nowe szlaki komunikacyjne jeszcze się nie wykształciły) oraz duża liczba uchodźców. Obecnie w Sudanie Południowym mamy: 1). tzw. przesiedleńców, Południowców wracających z Północy, po tym jak po secesji Sudanów przestali być obywatelami tegoż drugiego kraju i musza wrócić do Ojczyzny; 2). setki tysięcy uchodźców z Kordofanu Południowego i Nilu Błękitnego, regionów Północy, gdzie chwilę po secesji wybuchły rebelie przeciwko rządom Chartumu; 3). uchodźców ze spornego rejonu Abyei. głównie Dinka Ngok, który to w maju 2011 roku został zajęty przez arabskie milicje i północnosudańską armię; 4). setki tysięcy uchodźców wewnętrznych (IDP, Internally Displaced Person) wynikających z sytuacji kryzysowych w stanie Jonglei, Warrap, Unity; 5). uchodźców wewnętrznych i uchodźców z Konga DR oraz RŚA związanych z działalnością LRA, Bożej Armii Oporu Josepha Kony’ego. Prawda, że skomplikowane te maksymalne uproszczenia?

– Ponadto stolica Sudanu Południowego zrezygnowała z usług profesjonalej, rodzimej firmy oczyszczającej miasto. Od początku lutego zamiast normalnych śmieciarek odpady zbierane są zwykłymi, odkrytymi ciężarówkami, a zamiast regularnie opróżnianych koszy na śmieci na poboczach ulic zalegają sterty cuchnących odpadów. Ot, taki „postęp” cofający miasto o dekadę wstecz. Wyobraźcie to sobie przy codziennych temperaturach przekraczających 40 stopni Celsjusza i spadających noca o jakieś 10 kresek…

– Władze Dżuby lubują się ostatnio w radykalnych rozwiązaniach, czego kolejnymi odsłonami jest równanie z ziemią stołecznych targowisk oraz całych kwartałów mieszkalnych o tradycyjnej zabudowie, chatkami – tukulami. Jeśli chodzi o drugąsprawę, to z pewnością potrzeba uregulować kwestię własności ziemi w sytuacji, gdy jej ceny można porównywać z Moskwą czy Manhatanem. Pytanie tylko jak się to odbywa? Natomiast jeśli miasto chce zmodernizować targowiska, to raczej przydałyby się jakieś projekty i plany budowy nowych obiektów… Cóż, burzyć łatwo, zobaczymy co zostanie na tych gruzach zbudowane?

– Na koniec pozytywne wieści. Sudan Południowy został przyjęty do CAF, Afrykańskiej Konfederacji Piłkarskiej, członka FIFA. Ciekawe, czy jacyś południowosudańscy sportowcy wezmą udział w tegorocznej olimpiadzie? Polonia szykuje się do zimowej, oczywiście po uzyskaniu obywatelstwa:)

„Co to za Coś” – Dave Eggers

Dodaj komentarz

Gorąco polecam! Wciągająca lektura, która mimochodem pozwoli Wam poznać historię drugiej wojny domowej w Sudanie, SPLA i Sudanu Południowego oraz tzw. pokolenia Zagubionych Chłopców. Książka stanowi fabularyzowaną biografię Valentino Achak Deng’a pochodzącego z najliczniejszej w Sudanie Południowym grupy etnicznej – Dinka, z miasteczka Marial Bai w stanie Północny Bahr el-Ghazal. Radosne dni dziećiństwa zostają brutalnie ucięte przez wybuch wojny domowej w roku 1983 oraz najazdy zislamizowanych milicji z Północy. Ucieczka i wygnanie trwa przez następnych 20 lat. Deng’owi udaje się dotrzeć do obozu uchodźców w Etiopii, następnie do Kakumy w północnej Kenii, a wreszcie do USA. Mrożące krew w żyłach i wzruszające historie zawarte na kartach książki opowiadają losy całego pokolenia Zagubionych Chłopców, wyrwanych z dziećiństwa przez okrucieństwa wojny. Szacuje się, że w trwającej od 1983 do 2005 roku wojnie między Północą a Południem życie straciło około dwa i pół miliona osób, a drugie tyle uciekło ze swoich domostw chroniąc się w sąsiedniej Etiopii, Kenii, Ugandzie bądź na Północy.

Zyski ze sprzedaży książki przekazywane są na Valentino Achak Deng Foundation, realizującej m.in. programy rozwojowe w Północnym Bahr el-Ghazal.

Na okładce książki przeczytamy:

Oto opowieść o niezwykłej odwadze i wytrwałości w obliczu jednej z najokrutniejszych wojen w historii świata. Bohater tej wstrząsającej powieści, Valentino Achak Deng, był jednym z tysięcy dzieci zwanych Straconymi Chłopcami, którzy musieli opuścić wioski w Sudanie i przewędrować pieszo tysiące mil. W czasie długiej podróży zmagał się żołnierzami i rebeliantami, nalotami bombowymi i dzikimi zwierzętami, przemierzając bezkresną pustynię. Kiedy po wieloletnim pobycie w obozach dla uchodźców trafił wreszcie do Stanów Zjednoczonych, czekały na niego nowe wyzwania…
Historia opowiedziana z prawdziwie epickim rozmachem, przepojona głębokim współczuciem i niespodziewanym humorem, będąca pochwałą życia pośród szaleństwa wojny i niezapomnianą opowieścią o tragedii i tryumfie.

„Książka pomysłowa, zakrojona na szeroką skalę i przede wszystkim mająca ogromną moc oddziaływania. Co to za Coś to niezwykłe świadectwo i zarazem porażające dzieło”.

„New York Times Review”

Dave Eggers (ur. 1970 r.), amerykański pisarz, satyryk i wydawca, autor książek: Wstrząsające dzieło kulejącego geniusza, My to mamy speeda i How We Are Hungry. Kieruje McSweeney’s, kwartalnikiem i wydawnictwem, jest też współzałożycielem 826 Valencia, niedochodowej sieci młodzieżowych ośrodków literackich i krytycznych. Jego teksty publikowano w „The New Yorker”, „Esquire” i „The Believer”. W roku 2004 współprowadził UC Berkeley Graduate School of Journalism, z czego narodziła się seria książkowa „Voice of Witness”, która ma utrwalać ustne opowieści o wielkich ludzkich tragediach.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Rok wydania: 2010

Stron: 626

Oprawa: broszurowa

Format: 135X205

Rebelianci Sudanu Południowego

2 Komentarze

W buszu AK-47 jest jak najbardziej popularne

Jeden z przywódców toczących Sudan Południowy rebelii – Gatluak Gai został zastrzelony 24 lipca br. w Pakur, w okręgu Koch w stanie Unity. Paradoksalnie wydarzenie nie wydaje się oznaczać spokoju w regionie.  Gai, który uważany był za przywódcę różnych grup rebelianckich w rejonie, zastrzelony został przez swego zastępcę Marko Chuol Ruei’a po zakończonych sukcesem rozmowach pokojowych pomiędzy rebeliantami z SSLA (South Sudan Liberation Army) a rzędowym wojskiem SPLA (Sudan People’s Liberation Army). Ruei twierdzi, że przed rozmowami Gai mówił swoim ludziom, by nie honorowali ustaleń rozmów oraz utrzymuje, iż Gai wcześniej dołączyłby do armii Północy niż Południa. Tak czy siak w stanie Unity nadal działają zbrojne ugrupowania rebelianckie i kto wie czy to lepiej, czy gorzej dla Sudanu Południowego, że teraz pozbawione swego lidera…

Incydent przypomniał mi, że swego czasu pisałem o południowosudańskich rebeliach, ale niestety artykuł nigdy nie ujrzał światła dziennego. Jednak nic straconego, opisane poniżej rebelie toczą sie dalej i jedynie w niektórych przypadkach wymagałyby aktualizacji – zatem zachęcam do lektury o najmłodszym kraju świata w przeddzień niepodległości.

Obszary dotknięte zbrojnymi rebeliamii w Sudanie Południowym w roku 2010 (za http://www.smallarmssurveysudan.org/).

Link do mapy w formacie PDF:  HSBA-Armed-Groups-Southern-Armed-Insurrections-map

Juba, 1/05/2011

W Sudanie Południowym jescze nie ma wojny,

czyli miejscowi rebelianci pod lupą

Żołnierz SPLA w okolicach Juba

Na początku roku 2011 w Sudanie Południowym odbyło się referendum w sprawie przyszłości tego regionu. Plebiscyt upłynął pokojowo, a Południowcy nieomal jednogłośnie zadecydowali o niepodległości swojego kraju. Niestety zaledwie parę tygodni po tym historycznym wydarzeniu w kilku miejscach na północy Sudanu Południowego zaczęły się krawawe walki pomiędzy rebeliantami a SPLA (Sudan People’s Liberation Army) – wojskiem podlegającym rządowi w Juba. Od początku roku w walkach zginęło ponad 800 cywili, zaś około 94 tysiące uciekło ze swoich domów przed szerzącą się przemocą (dane z połowy kwietnia).

Referendalne zawieszenie broni jako pierwszy złamał generał George Athor, którego rebelia sięga korzeniami wyborów z początku kwietnia 2010. W ciągu kilku następnych tygodni w różnych stanach Sudanu Południowego kolejni buntownicy ogłosili swą krucjatę przeciwko rządowi z Juba – GoSS (Goverment of South Sudan), zdominowanemu przez partię SPLM (Sudan People’s Liberation Movement). W stanie Jonglei oprócz Athora działa David Yauyau i Gabriel Tang-Ginye, zaś w stanie Unity Gatluak Gai oraz Peter Gadet. Kolejnym miejscem zapalnym jest stan Upper Nile, gdzie raz po raz dochodzi do walk między SPLA a bojówkarzami z Królestwa Szylluków dowodzonymi przez tajemniczego kapitana Olony. Największym problemem Juby nie są jednak rebelianci, lecz sporny region Abyei na granicy Północy i Południa. Abyei jest miejscem najkrwawszych od 2008 roku walk, a politycy z obydwu Sudanów nie mogą dojść do kompromisu w sprawie jego przyszłości. W świetle wydarzeń z północy Południa sporadyczne ataki LRA (Lord’s Resistance Army / Armia Bożego Oporu) na pograniczu z Kongiem D.R. i Republiką Środkowoafrykańską nikną w cieniu.

Przyczyny toczących się obecnie rebelii jak i sylwetki ich przywódców zdecydowanie różnią się między sobą. Doszukamy się tu fatalnej w skutki polityki GoSS, personalnych i plemiennych antagonizmów w obrębie świata polityki, lecz także staniemy nad buntownikami, których motywy działania absolutnie nie są jasne.

Widok Juby ze wzgórza w Rajaf

Ogólnie rzecz ujmując Juba o wszystkie bunty oskarża Chartum, twierdząc iż przekupuje generałów i dostarcza broń dla rebeliantów. Z kolei Chartum rewanżuje się oskarżając Sudan Południowy o szkolenie rebeliantów z Darfuru. Zdjęcia satelitarne pokazują, jak Północ rozmieszcza przy granicy czołgi, helikoptery i samoloty, a Południowcy reorganizują swoje bazy. Sytuacja „na górze” i „na dole” wydaje się być napięta, i nie wykluczone, że za częścią rebelii stoi rząd w Chartumie. Zgoda na pokojową secesję Południa nie pasuje raczej do wizerunku Omara al-Bashira i rządzącej na Północy partii NCP (National Congress Party). Destabilizacja sytuacji byłaby im mocno na rękę, a nuż urodziłoby sie z tego cos więcej… Z braku dowodów pozostawmy jednak dywagacje na boku i przyjrzyjmy się poszczególnym rebeliom toczącym Sudan Południowy.

  • George Athor, z pochodzenia Padeng Dinka,  jest byłym trzygwiazdkowym generałem SPLA i niedoszłym „niezależnym” gubernatorem stanu Jonglei. Po ogłoszeniu wyników wyborów i jego przegranej w kwietniu 2010 roku rozpoczął zbrojną rebelię przeciwko GoSS, jako lider partii SSDM (South Sudan Democratic Movement) i przywódca jej militarnego ramienia SSA (South Sudan Army). Obszarem jego działania była północno-zachodnia część stanu Jonglei, na południowy-zachód od Malakal. Tuż przed referendum zostało podpisane tymczasowe zawieszenie broni między Athorem a SPLA, jednak niespełna miesiąc później zostało ono brutalnie złamane. W lutowych walkach w okręgu Fangak zginęło kilkaset osób, w tym wielu cywili, zaś obie strony oskarżają się o rozpoczęcie walk. W marcu Athor musiał opuścić swoją polową kryjówkę w okręgu Pigi, a jego siły zostały prawdopodobnie zepchnięte pod granicę z Etiopią. Athor utrzymuje jednak, że po jego stronie walczą także inni rebelianci, m.in. przywódca milicji Szylluków kapitan Olony ze stanu Upper Nile oraz pro-chartumski lider bojówek Nuerów, generał Bapiny Monituel ze stanu Unity.
  • Wrak arabskiego czołgu (droga na Bor)

    Gatluak Gai jest Nuerem z okręgu Koch w stanie Unity, gdzie pracował w służbie więziennej. Jego aspiracją było zostać komisarzem okręgu Koch, do czego dążył popierając w ubiegłorocznych wyborach niezależnego kandydata na gubernatora stanu, panią Angelinę Teny, żonę wiceprezydenta Rieka Machara. Po jej przegranej zatakował garnizony SPLA. Graniczny stan Unity ze swoimi polami naftowymi  jest jednym z najbardziej strategicznych rejonów dla GoSS, i zarazem niezwykle trudnym ze względu na wewnętrzne podziały wśród miejscowej ludności, wciąż mocno podkreślone na skutek wieloletniej, częściowo bratobójczej wojny. Działa tu wiele uzbrojonych grup bandyckich, a na dodatek północna część stanu stanowi tradycyjne sezonowe pastwiska dla zarabizowanych Misseriya popierających Północ. Nazwisko Gatluak Gai łączy się z pomniejszymi watażkami jak Kol Chara Nyang czy Matthew Pul Jang  ‘Ko Jang’. Uważa się, że Gai przewodzi różnym uzbrojonym grupom w Unity, jednakże ten nigdy nie wypowiedział się publicznie w tej sprawie, jak i swojej rebelii.

  • Żołnierz SPLA na drodze na Yei

    Peter Gadet Yak to kolejny pro-chartumski lider milicji walczący z SPLA podczas wojny, który następnie na mocy porozumienia pokojowego CPA (Comprehensive Peace Agreement) został majorem-generałem SPLA. Podczas wojny dowodzący SSUM/A (South Sudan Unity Movement/Army) Gadet brał udział m.in. w brutalnym „oczyszczaniu” rozległych terenów pól naftowych w stanie Unity. Po wojnie piastował wysokie stanowiska w stanie Northern Bahr el Ghazal i Upper Nile. Figuruje także jako członek amerykańskiej firmy dzierżawiącej 400 tysięcy hektarów ziemi w celach eksploatacji surowców po proklamowaniu niepodległości Sudanu Południowego. Wrzawa podniosła się 28 marca br., gdy Gadet ogłosił wystąpienie z szeregów SPLA, a następnie potwierdził pogłoskę, jakoby współpracował z Georgem Athorem.  Dwa tygodnie później Gadet ogłosił „Deklaracje z Mayom”. Mowa w niej o dążeniu do zastąpienia zdominowanego przez SPLM rządu nowym, opartym na przedstawicielach wszystkich partii ze wszystkich stanów. Krytykuje niedemokratyczne rządy SPLM, nadęte południowosudańskie siły zbrojne i słabo wyszkoloną policję… Oskarża SPLM/A o korupcję i trybalizm, a niski poziom bezpieczeństwa wiąże z pozbawieniem władzy tradycyjnych przywódców. Zbrojne ugrupowanie Gadet’a, South Sudan Liberation Army (SSLA), operuje w bogatym w złoża ropy i gazu stanie Unity. Pierwsze starcia z SPLA miały miejsce 19 kwietnia br. w rodzinnym okręgu Gadet’a – Mayom. Od tego czasu zginęło kilkadziesiąt osób, zaś 4 tysiące opuściło swoje domy. Ewakuowano także 200 pracowników pracujących na polach naftowych. Gadet zaprzecza, jakoby miał coś wspólnego z milicjami Misseriya, z którymi ścierała się ostatnio SPLA, za to twierdzi, iż Gatluak Gai, który rozpoczął powstanie rok temu po wyborach, walczy obecnie pod jego komendą.

  • Żołnierz SPLA przy wraku arabskiego wozu pancernego (droga na Yei)

    Kapitan Johnson Olony (Olonyi) działa w stanie Upper Nile, w Królestwie Szylluków. Jest odpowiedzialny m.in. za atak na Malakal, stolicę stanu Upper Nile 12 marca br., po którym SPLA aresztowało wielu Szylluków oskarżając ich o wspieranie rebelii. W  regionie tym zrobiło się gorąco po ubiegłorocznych wyborach, kiedy to SPLM/A odmówiło uznania czterech Szylluków, zwycięskich kandydatów do parlamentu startujących z ramienia opozycyjnej partii SPLM-DC ( Sudan People’s Liberation Movement for Democratic Change). Niedoszli posłowie zostali aresztowani i byli przetrzymywani aż do wreśnia, kiedy to South Sudan Legislative Assembly (SSLA) przywróciło im immunitety jako członkom parlamentu. Niefortunne posunięcie SPLM/A wywołało eskalację przemocy na ziemiach Szylluków, a zbrojny opór i bandytyzm trwa tam aż po dziś dzień. SPLM-DC oddzieliło się od SPLM w roku 2009 pod przewodnictwem byłego ministra spraw  zagranicznych – dr Lama Akol‚a. SPLM oskarża Akol’a o tworzenie zbrojnego ramienia SPLM-DC i obarcza go odpowiedzialnością m.in. za atak na Malakal, jednak Akol konsekwentnie zaprzecza jakoby jego partia miała jakiekolwiek związki ze zbrojnymi milicjami. Szylluckie milicje działały w ubiegłym roku pod wodzą kapitana Roberta Gwanga, który prawdopodobnie połączył siły z Georgem Athorem. Tegoroczne akcje zbrojne prowadzone były pod przewodnictwem kapitana Johnsona Olony (Olonyi). Szyllukowie oskarżają władze stanu, zdominowanego przez Dinków i Nuerów, o stronniczość w sporach o ziemie między Szyllukami a Dinkami. Natomiast konflikt na poziomie wyższej polityki, w tym aresztowanie posłów, wynika z osobistych i propagandowych porachunków pomiędzy odwiecznymi rywalami: sekretarzem generalnym SPLM generałem Pagan Amum, a Lamem Akol’em. Obaj panowie są Szyllukami, jednak ponad interesami tej grupy etnicznej, stanu czy wreszcie demokracji w Sudanie Południowym stoi wzajemna niechęć. Akol raz po raz oskarżany jest przez Amuma o organizowanie zbrojnych bojówek i współpracę z Chartumem. Dr Akol podczas ostatniej wojny co prawda zmieniał kilkakrotnie front, piastując nawet stanowisko ministra transportu w rządzie NCP, jednakże obecnie nie ma ewidentnych dowodów na jego kolaborację z Chartumem. Sam Akol zaprzecza jakimkolwiek układom z Północą i wspieraniu milicji, a ostatnio zapowiedział, że pozwie Amuma do sądu za pomówienia.

  • David Yauyau pochodzi z grupy etnicznej Murle, swą rebelię rozpoczął po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych, gdy jako niezależny kandydat przegrał z Judy Jokongole z rządzącej partii SPLM. David w odróżnieniu od innych przywódców rebelii, nie jest wojskowym lecz teologiem. Obszar jego aktywności ogranicza się do jego rodzinnego okręgu Pibor oraz Gumuruk na wschodzie stanu Jonglei, tuż przy granicy z Etiopią. Yauyau walczy przeciw SPLM/A i dyskryminacji Murle na wyższych szczeblach władzy, jednakże nie ma on poparcia wśród starszyzny i elit Murle. Popiera go jedynie część młodych i uważa się, że prawdziwą przyczyną jego powstania są wewnętrzne podziały wśród Murle i lokalna polityka. GoSS wydaje się nie przejmować specjalnie rebelią Yauyau ze względu na małą liczebność jego oddziałów, peryferyjny teren działań i przede wszystkim brak zagrożenia z jego strony dla wielkiej polityki. Od lutego nie notowano ataków tej grupy.
  • Gabriel Tang Gatwich Chan zwany Tang-Ginye, czyli „long pipe” jest Nuerem z okręgu Fangak w stanie Jonglei. Jego pseudonim ściśle wiąże się z najgorszymi wydarzeniami ostatniej wojny domowej w Sudanie (1983-2005), w szczególności z krwawymi falami wewnętrznej przemocy wśród Południowców: pomiędzy Dinkami a Nuerami, czy też pomiędzy różnymi nuerskimi grupami. Po wojnie pozostał wierny Chartumowi, odmówił wstąpienia do SPLA i służył jako generał major w SAF (Sudan Armed Forces, wojsku Północy). Dwukrotnie jego wizyta na Południu (2006 i 2009) doprowadziła do wewnętrznych walk w jednostkach JIU (Joint Integrated Units) powstałych na mocy porozumienia pokojowego CPA i złożonych z sił SAF i SPLA. W lutym 2011 w stanie Upper Nile, w tym w Malakal, ponownie dochodziło do wewnętrznych walk w obrębie SAF JIU. Wcześniej Tang-Ginye widziany był z dużą grupą uzbrojonych mężczyzn przemieszczając się z Północy przez Upper Nile. SPLA twierdziło, że zmierza do Fangak połączyć siły z rebelią Athora, jednak ostatecznie na początku kwietnia wysłał część swoich ludzi do integracji w szeregi SPLA. Incydent podczas tego wydarzenia doprowadził do trzydniowych walk pomiędzy oddziałami Tanga a SPLA, w których śmierć poniosło ponad 60 osób. Pomimo tego Tang-Ginye postanowił kontynuować proces integracji oddając 1300 swoich ludzi do włączenia w szeregi SPLA.
  • Generał major Abdel-Bagi Ayii Akol, były doradca prezydenta Południa Salva Kiir’a, ogłosił swoja rebelię przeciwko GoSS i SPLM 10 marca w Chartumie. W czasie wojny walczył po stronie Północy stacjonując w Południowym Kordofanie i przeprowadzając akcje przeciwko ludności cywilnej w swoim rodzinnym stanie Northern Bahr el Ghazal. Ayii utrzymuje, że przyłączyło się do niego 3000 żołnierzy SPLA, jednakże armia Południa zaprzecza tym doniesieniom, twierdząc że żaden z jej żołnierzy nie zdezerterował do Akola. SPLA sugeruje, że Ayii organizuje bojówkę na bazie  Murrahaleen, uzbrojonych band wywodzących się z Rizeiqat i Misseriya z Południowego Darfuru i Południowego Kordofanu, czyli zarabizowanych, koczowniczych plemion z pogranicza Północy i Południa. Ayii postuluje, że walczy przeciw marginalizacji muzułmanów na Południu, domagając się 30% miejsc w rządzie GoSS dla wyznawców islamu.
  • Osobną i najważniejszą kwestią jest problem spornego regionu Abyei. Jest to temat rzeka, więc postaram się tylko pokrótce przybliżyć jego istotę. Abyei to roponośny kawałek Sudanu wciśnięty pomiędzy południowy Kordofan, południowo-wschodni Darfur, oraz trzy stany Południa: Northern Bahr el Ghazal, Warrap i Unity. Rządy obydwu Sudanów uważają te ziemie za swoje. Na stałe żyją tu Dinka Ngok, jednak tereny te są zwyczajowym miejscem wypasu bydła w porze suchej dla zarabizowanych półkoczowników Misseriya. Abyei było jedynym okręgiem Sudanu Południowego, gdzie nie odbyło się styczniowe referendum, gdyż rządząca na Północy NCP oraz SPLM z Południa nie mogły dojść do kompromisu, kto jest tu uprawniony do głosowania. Mimo to 9 tradycyjnych wodzów klanów Dinka Ngok w regionie po konsultacjach ze swoimi społecznościami zdecydowało o przyłączeniu do Południa. Zarówno NCP jak i SPLM podjęło działania, aby nie dopuścić do tej „samowoli”, a prezydent Sudanu Omar al Bashir zagroził wojną gdyby do tego doszło. Od początku roku Abyei jest świadkiem najkrwawszych od 2008 roku incydentów, w których szacunkowo życie straciło już ponad 300 osób, a tysiące musiało opuścić swoje domy. Milicje Misseriya przy użyciu ciężkich karabinów maszynowych atakowały zarówno posterunki policji jak i ludność cywilną. Świadkowie twierdzą, że w niektórych atakach brały udział pojazdy SAF (armii Sudanu Północnego), a sama taktyka prowadzonych działań przypomina akcje „oczyszczania” terenu z rdzennych Dinka Ngok, jakie to miały miejsce podczas ostatniej wojny domowej w Sudanie (wtedy czystki umożliwiły wybudowanie instalacji naftowych na polu Diffra). NCP oczywiście zaprzecza jakimkolwiek działaniom SAF w okręgu Abyei. Zdjęcia satelitarne ukazują, że zarówno Północ jak i Południe umacniają swoje pozycje wokół Abyei (SAF m.in. czołgi i helikoptery), i uważa się, że tworzą także oddziały w obrębie spornego terytorium. Na 10 tygodni przed proklamacją niepodległości przez Sudan Południowy kwestia Abyei wydaje się być najpoważniejszą przeszkodą dla pokojowej secesji. Nie ustalona jest linia demarkacyjna ani status okręgu, a wypowiedzi obu stron w kwestii przyszłości Abyei stają się coraz bardziej stanowcze i bezkompromisowe.

Powyższy przekrój toczących się aktualnie rebelii w Sudanie Południowym pokazuje, że nie ma dla nich wspólnego mianownika. Choć wiele z nich rozpoczęło się po ubiegłorocznych wyborach, ich liderzy różnią się między sobą pod względem przynależności plemiennej i aspiracji. Mamy więc niedoszłego kandydata na gubernatora stanu z pochodzenia Padeng Dinka, kandydata na posła z Murle oraz pretendenta na komisarza okręgu, który jest Nuerem. Choć GoSS faktycznie zdominowany jest przez Dinków (37,5% ministerialnych stanowisk obsadza właśnie ta grupa etniczna), to należy pamiętać, że stanowią oni większość w Sudanie Południowym. Z kolei druga co do liczebności grupa etniczna – Nuerowie, zajmuje większość stanowisk oficerskich w SPLA, a także kilka stołków ministerialnych oraz fotel wice-prezydenta Sudanu Południowego.

Nie wiem, czy ubiegłoroczne wybory odbyły się w 100% zgodnie z normami demokratycznymi, ale wiem, że dla większości mieszkańców Południa była to pierwsza w życiu możliwość oddania głosu. I wcale nie dziwię się, że SPLM, partia która doprowadziła Sudan Południowy do wolności, wygrała wybory. Wszak podobnie było w Polsce, no może nie tak jednomyślnie, ale jednak w pierszych chwilach po obaleniu PRL głosowaliśmy na „Solidarność” i jej lidera. Dopiero po paru latach scena polityczna się zrównoważyła, stawiając bardziej na programy niż historię i emocje.

Do zrozumienia tego, co dzieje się w Sudanie Południowym nie możemy jednak interpolować tutejszych sytuacji na europejskie realia, nie możemy patrzeć przez pryzmat naszego kraju, chyba jedynie po to, aby podkreślić różnice. Bo Europa i Sudan to dwa całkowicie odmienne światy. Chociażby nasze zwyczajowe „dziękuję” – w języku Nuerów nie ma takiego słowa, ani nawet wyrażenia, które by oddawało jego sens… ale wróćmy do naszych rebeliantów.

A propos post-wyborczych powstań, widzę to mniej więcej tak:

– zawiedzeni demokracją chłopcy chwycili za broń, aby „demokratycznie” upomnieć się o to, co według nich im się należy. Do wybuchu powstań przyczyniły się także antagonizmy i tarcia w obrębie SPLM/A bądź też lokalnych społeczności.

– dla ludzi, którzy spędzili całe dekady w buszu, powrót do walki zbrojnej wydaje się jak najbardziej naturalny.

– w niektórych przypadkach do rebelii popychać może tęsknota do żołnierskiego życia w buszu i w ten sposób pojmowanej „wolności”

Południowosudańska wyższej klasy droga w porze deszczowej

– dziwić może, dlaczego armia nie radzi sobie z rebeliantami, ale zapomnijcie o mocno zagęszczonej Europie – Sudan Południowy to rozległy kraj, dwa razy większy od Polski, gdzie żyje nie więcej niż 10 milionów ludzi. Ogromne połacie kraju są nieomal puste, spora część to jeden z największych na świecie obszarów bagiennych – Sudd, zaś brak dróg i jakiejkolwiek infrastruktury sprawia, że trudno panować nad takim terytorium. Słowem jest to teren idealny do podjazdowej walki partyzanckiej.

–  pomimo akcji rozbrajania cywili, tradycyjnie mężczyzna powinien posiadać broń. Na prowincji wciąż widzi się pasterzy z kałasznikowami bądź też uzbrojonych ludzi maszerujących wzdłuż drogi… nawet jeśli mają jakieś mundury, to kto to wie skąd idą, dokąd i po co? a jeśli nie przemieszczają się wzdłuż drogi, tylko przez busz to już Bóg jeden wie co i gdzie. Szacuje się, że w rękach ludności cywilnej w Sudanie Południowym pozostaje około 720 tysięcy sztuk broni palnej, czyli jakieś 8 sztuk na 100 mieszkańców (dane na rok 2009 wg http://www.smallarmssurveysudan.org).

Bydło na ulicach stolicy

– nilocką tradycją są także zbrojne podjazdy po bydło. Próbuje się walczyć z tym procederem, który raz po raz destabilizuje jakiś region i prowadzi do zamieszek, ale jak powyżej – Sudan Południowy jest zbyt rozległy, pusty i na głębokiej prowincji oddalony od tzw. „cywilizowanego świata” o całe pokolenia. Popatrzmy chociażby na ostatnie wydarzenia z okręgu Pibor we wschodniej części stanu Jonglei, przy granicy z Etiopią. W starciach między Nuer Lou a Murle pod koniec kwietnia zginęło ponad 400 osób, uprowadzonych zaś zostało ponad 100 tysięcy sztuk bydła!

Biorąc pod uwagę powyższe fakty, nie można mówić o wojnie w Sudanie Południowym, bo to nie wojna lecz powojenna codzienność kraju, który dąży do normalizacji… ale do tego jeszcze daleka droga. I choć rebelii i wewnętrznych problemów nie można lekceważyć, to najpoważniejszym wyzwaniem dla GoSS wydaje się być wypracowanie odpowiednich stosunków z północnym sąsiadem, czyli przede wszystkim znalezienie kompromisu w sprawie Abyei. Przyszłość nie jest pewna, ale nie musi być tragiczna. Fatalistyczne artykuły o nadchodzących wewnętrznych walkach między południowosudańskimi grupami etnicznymi, masakrach, czy wreszcie kolejnych dekadach wojny z Północą, które pojawiały się w polskich mediach przed, w trakcie i po referendum to nic więcej, jak ponure prorokowanie przez pryzmat redaktorskiego fotela i komputera. Zresztą nie tylko dziennikarze dodają grozy sytuacji w Sudanie Południowym, także kampanie medialne organizacji pomocowych bazują na emocjach i mocno naciąganych faktach.

Gdy byłem w Polsce i czytałem doniesienia o kradzieży setek czy tysięcy sztuk bydła to wydawało mi się to przerażające i nieprawdopodobne, ale z perspektywy Sudanu to się po prostu tutaj nadal zdarza, i nadal jest to straszne, lecz jest to fakt głęboko zakorzeniony w tradycji. Podobnie jest z rebeliantami, wszak tradycyjny porządek społeczny Nuerów to wg Evansa-Pritcharda „uporządkowana anarchia”. Nasza szlachta też swego czasu lubowała się w podjazdach i różnie pojmowała swobodę. Czasy się zmieniły i zmieniają się nadal. I doprawdy nie wiem co czeka Sudan Południowy, ale daleki jestem od interpretowania doniesień medialnych w czarnych barwach, ba widzę nawet ten świat z nadzieją na zielono.

Jakub Pająk

Juba, Sudan Południowy

Zbiorcze zestawienie zgonów podczas konfliktów w roku 2010 (za http://www.smallarmssurveysudan.org/).

Link do mapy w formacie PDF: HSBA-Map-Cumulative-Figures-2010

Początek maja w Sudanie

Dodaj komentarz

Sudan Południowy, który za niespełna dwa miesiące proklamuje niepodległość, uchwalił przejściową konstytucję na okres pięciu lat po 9 lipca. Osiemnaście opozycyjnych w stosunku do rządzącej SPLM partii protestuje przeciwko nowej konstytucji twierdząc, że m.in. oddaje ona za dużo władzy w ręce prezydenta oraz rządzącej partii, jeszcze bardziej ograniczając możliwości działania mniejszych partii.

W leżącym na Północy, przy granicy z Południem i spornym regionem Abyei, roponośnym stanie południowy Kordofan odbyły się wybory na gubernatora prowincji. Wybory powinny były się odbyć w kwietniu ubiegłego roku, w czasie pierszych od dekad ogólnosudańskich wyborów, lecz nie doszło do tego w związku z brakiem porozumienia w sprawie cenzusów. W tym roku do głosowania zarejestrowano o 100 tysięcy obywateli mniej niż w kwietniu 2010. Gubernatorem został kandydat północnej partii NCP Ahmed Haroun poszukiwany międzynarodowym listem gończym za zbrodnie wojenne w Darfurze. SPLM oskarża NEC (National Election Commision) z Chartumu o fałszerstwo. Wg oficjalnych wyników Haroun zdobył niewile ponad 6 tysięcy głosów więcej od Abdula Aziza Adama Al-Hilu, kandydata SPLM. SPLM odrzuciło propozycję NCP oferującą Al-Hilu stanowisko zastępcy gubernatora prowincji. Choć wybory przebiegły pokojowo specjaliści obawiają się eskalacji przemocy po ogłoszeniu wyników.

W sprawie spornego regionu Abyei trwają dysputy z udziałem Unii Afrykańskiej i innych mediatorów… Tymczasem strony zgodziły się wycofać siły poza granicę okręgu.

W odjazdach po bydło, tym razem w stanie Unity, zginęło ponad 80 osób.

Ponadto w Zachodniej Ekwatorii, w Bangu pomiędzy okręgiem Nagero i Tambura, zaatakowała LRA (Lord’s Resistance Army). LRA uderzyła w porze wieczornej w ludzi zebranych na uroczystości pogrzebowej zabijając jedną osobę i raniąc kilka. Tym razem oprawcy nie kazali poćwiartować i zjeść nieboszczyka, a w pogoń za rebeliantami ruszyła policja oraz miejscowa milicja (straż) tzw. Arrow Boys.

Na koniec coś optymistycznego – fundacja Billa Gatesa ma przekazać 5 milionów dolarów na rozwój południowosudańskiej stolicy – Juba.

Podjazdy po bydło

2 Komentarze

Mućki na ulicach Juby

Dla Nilotów stanowiących większość mieszkańców Sudanu Południowego największym skarbem jest bydło. To ono (ilość, umaszczenie) świadczy o pozycji społecznej, dzięki krowom można się pobrać, bo tylko takie wiano jest powszechnie honorowane. O krowach pisze się poematy, pieśni, opowiada legendy. Tradycyjnie też bydło się porywa sąsiednim klanom czy grupom etnicznym.

Choć rząd i różne organizacje starają się wyplenić ów proceder, to podjazdy zdarzają się nadal. I to jakie podjazdy! Pod koniec kwietnia na wschodzie stanu Jonglei miały miejsca grabieżcze najazdy grupy Nuer Lou na Murle, które były ponoć akcją odwetową za wcześniejszy najazd Murle, w którym zginął szef (wódz) społeczności Nuer Lou i jego zastępca oraz zrabowan0 800 krów (powinienem używać innych słów na określenie bydła, lecz nasz język jest pod tym względem ubogi w porównaniu z językiem Dinka czy Nuerów, gdzie funkcjonują dziesiątki, jeśli nie setki przeróżnych określeń na krowy!) . Tylko w jednej akcji odwetowej na Murle zginęło 27 osób, około 3000 rdzin uciekło ze swoich tukul i zrabowano… 14 tysięcy sztuk bydła! Według komisarza okręgu w 11 gminach (boma) okręgu Pibor we wschodnim Jonglei, m.in. Kongokong, Leon i Jom w ciągu kilku ostatnich dni kwietnia uprowadzono łącznie 138 tysięcy sztuk bydła!!!, a śmierć poniosło ponad 400 osób. W akcjach brało udział podobno 8000 młodzieży Nuer Lou uzbrojonych w karabiny AK-47 (kałasznikowy) oraz GEM3. Pogranicze ziem Nuer Lou i Murle jest sceną walk przynajmniej od początku wojny Północ-Południe w roku 1983.

Older Entries