W większości chrześcijańskich krajów panuje już jakaś przedświąteczna gorączka. Za oceanem jest mega-szopping, u nas karp i choinka, w kościele ortodoksyjnym nużące posty i (może w związku z tym) lekki poślizg w stosunku do naszego kalendarza… Jest w tym wszystkim wszakże jakiś wspólny mianownik.

W Sudanie Południowym jednak okres przedświąteczny jest rok w rok co najmniej dziwny. Grudzień to zazwyczaj pierwszy prawdziwie bezdeszczowy miesiąc pory suchej. Wysychają bagniska, drogi stają się przejezdne, no i tu zaczyna się problem. Ludzie stają się bardziej mobilni, krowy można przeganiać po stepie, niby powinno być pięknie, lecz to niestety sprzyja także rebeliantom i rozbójnikom.

Po pierwsze w takich stanach jak Jonglei, Warrap, Unity, Lakes (i nieco mniej w Upper Nile, czy Bahr el-Ghazal) zaczynają się tradycyjne podjazdy po bydło. Niestety w rękach cywilów jest nadal mnóstwo broni palnej, więc skutki takich najazdów często bywają krwawe. Na dodatek akcja rodzi reakcję, czyli trzeba odbić ukradzione krowy i pomścić zabitych współbraci. Nie znam dokładnych statystyk, ale idzie o dziesiątki tysięcy porywanych krów i setki, może tysiące zabitych rocznie. Już sucho, więc kolejny sezon podjazdów rozpoczęty…

W ubiegłym roku udało się zakończyć większość z kilkunastu toczących się w Sudanie Południowym rebelii (link). Proces integracji polegał na wcielaniu ich członków w szeregi SPLA (armii rządowej), podczas gdy przywódcy rebelii mogli ugrać o wiele więcej w negocjacjach z rządem. Jednym z rebeliantów, który poddał się wraz ze swoimi ludźmi takiemu procesowi był David Yau Yau (David Yauyau). Jednak pod koniec tego roku ponownie chwycił za broń. Obszar jego aktywności ogranicza się do jego rodzinnego okręgu Pibor oraz Gumuruk na wschodzie stanu Jonglei, tuż przy granicy z Etiopią. Yau Yau pochodzi z grupy etnicznej Murle. Pierwszą rebelię rozpoczął po wyborach parlamentarnych w 2010 roku, gdy jako niezależny kandydat przegrał z Judy Jokongole z rządzącej partii SPLM. David w odróżnieniu od innych przywódców rebelii, nie jest wojskowym lecz teologiem. Yauyau walczy przeciw SPLM/A i dyskryminacji Murle na wyższych szczeblach władzy, jednakże nie ma on poparcia wśród starszyzny i elit Murle. Popiera go jedynie część młodych i uważa się, że prawdziwą przyczyną jego powstania są wewnętrzne podziały wśród Murle i lokalna polityka. Ostatnio blisko 200 ludzi Yau Yau zdezerterowało i złożyło broń do SPLA.

Niedawno armia rządowa SPLA starła się, także pod etiopską granicą lecz w Nasir County, z oddziałami samozwańczego proroka ze stanu Jonglei (Uror County) – Dak Kueth’a. W marcu 2012 roku nuerski prorok wraz ze swoimi ludźmi odmówił oddania broni i uciekł do Etiopii. Podczas akcji rozzbrajania stanu Jonglei w ubiegłym roku SPLA zebrało ponad 15 tysięcy sztuk broni z rąk ludności cywilnej. W ostatnich starciach zginęło 9 ludzi Dak Kueth’a oraz 3 żołnierzy SPLA.

W grudniu zrobiło się nieciekawie w drugim co do wielkości południowosudańskim mieście Wau. Powód wydaje się błahy – decyzja o relokacji siedziby stanu Bahr el-Ghazal poza miasto Wau, niemniej jednak zginęło już kilkadziesiąt osób. Odbyło się już  kilka demonstracji, a śmierć kilku osób podczas każdej staje się powodem do następnej manifestacji, gdzie ginie kolejnych parę osób. Tak nakręca się błędne koło. Były barykady, blokady wszystkich dróg wyjazdowych z miasta, spalenie komisariatu i samochodów rządowych, starcia z wojskiem i policją itd. – słowem zamieszki pełną gębą, z taką tylko różnicą, że tutaj nie ma gumowych kul i gazów łzawiących… Była też masakra w Parajallah zamieszkałym przez grupę etniczną Balanda i gdzie miała zostać przeniesiona stolica stanu. Poćwiartowano 26 osób, jednak motywy tego incydentu nie są do końca jasne, a sprawcy nieznani… Wczoraj na ulicach Wau słychać było strzały i zginęło kolejnych parę osób. W kraju zamieszkałym przez ponad 80 różnych grup etnicznych bardzo łatwo wywołać konflikt na tym tle.

Cóż, święta święta i po świętach… miejmy nadzieję, że się uspokoi.